Rozejrzałam się po swoim mieszkaniu - tak samo normalne jak moje życie... jak ja. Beżowe ściany, na których wisiały zdjęcia mojej rodziny. Skórzana kanapa, którą kupiłam za swoją pierwszą wypłatę i pełno rzeczy, które zabrałam z mojego rodzinnego domu zanim go zburzono.
Zanim zburzono moje całe dzieciństwo.
Nie miałam samych dobrych wspomnień związanych z tym domem, ale tam przeżyłam wiele rzeczy. Tam nauczyłam się czytać, pisać, zrobiłam pierwsze zdjęcie i napisałam pierwszą piosenkę.
Dom nie był naprawiany przez kilkanaście lat i kiedy przyszły mocne wiatry, i okropne burze po prostu zwiało dach, a konstrukcja mogła się w każdej chwili zawalić - tak powiedział mi strażak. Mruknął też coś o tym, że trzeba albo odnowić dom, albo go zburzyć. Po śmierci mamy nie zostało mi dużo pieniędzy. Musiałam go zburzyć - to było tańsze niż całkowity remont wielkiego domu. Zabrałam tylko albumy ze zdjęciami, ubrania mamy i kilka jej ulubionych rzeczy. Chciałam mieć coś, co będzie mi przypominało o tym, gdzie się wychowywałam, bo działkę wystawiłam na sprzedaż. Musiałam w końcu za coś kupić mieszkanie.
- Carrie? - Usłyszałam cichy szept Biebera, który mi się przyglądał.
Musiałam dziwnie wyglądać, kiedy tak wpatrywałam się w ramię Liama, ale nic nie mogę poradzić, że kiedy myślę to się totalnie wyłączam.
- Co?
- Wyglądasz jakbyś coś ćpała. - Przewróciłam teatralnie oczami i skończyłam opatrywać ramię Liama, który kręcił się na krzesełku barowym, który kupiłam na wyprzedaży dwa lata temu. Uwielbiałam ten stołek i przysięgam, że jak Liam go zepsuje to urwę mu rękę.
- Oglądałeś mistrzostwa seniorek w kosza? - Zagaił rozmowę Justin i spojrzał się na Liama, który lekko się uśmiechnął. Jestem w szoku, nie, szok to mało powiedziane.
- Jasne, że oglądałem, większość z nich miała cycki wielkości piłki.
- Chce mi się spać, jutro mam cały dzień zawalony, a wy mi tutaj o sporcie? I... fuj, Liam. - Bieber roześmiał się głośno, wtórując Liamowi, który chyba zapomniał o swojej misji, mającej na celu ratowanie tyłka Nialla z rzekomego niebezpiecznego miejsca. Szkoda, że ani jeden ani drugi przygłup nie wiedzą, gdzie to jest. Wielki szary budynek z kominem spotykam dosyć często. Nie wiem, czy Justin po prostu jest przygłupi, czy nie chciało mu się rozglądać po okolicy. On nawet nie wiedział jak tam dotarł. Chyba teraz wszyscy mają smartphony, a każdy "inteligentny" telefon ma nawigację. Nie trudno sprawdzić przy jakiej ulicy zatrzymał się czerwony mercedes, ale może się mylę. W końcu jestem blondynką, prawda?
Z całego serca nienawidzę mojego koloru włosów. Jutro kupię farbę i będę tak czarna, że nikt mnie nie pozna, a już na pewno nie ta banda przygłupów, która rozmawia o piersiach koszykarek.
Spojrzałam na swój dekolt w starej koszulce i podniosłam ją wyżej. Tak na wszelki wypadek. Co prawda nie było się na co patrzeć, bo nie odziedziczyłam tendencji do olbrzymich piersi po babci, w sumie to dobrze. Mój kręgosłup by nie wytrzymał tej ciągłej grawitacji, która przyciągałaby moje piersi do ziemi. I mogłam chodzić bez stanika, choć to całkiem dobra skrytka na telefon.
Klepnęłam Liama w postrzelone ramię, choć postrzałem bym tego nie nazwała. Lało się z tej rany jakby co najmniej tętnice szyjną przecięli, a to tylko było pół centymetrowe zadrapanie. Baba. Zaśmiałam się w duchu z dwóch kobitek, które teraz rozmawiały o tym jak mogą znaleźć Nialla i usiadłam na kanapie, żeby chwilę odsapnąć.
Miałam dość tego ciągłego dramatu, który rozgrywał się w moim życiu. Byłam jak aktorka brazylijskiej telenoweli, która musi wybierać pomiędzy dwoma przystojnymi modelami. Tyle, ze ja wybierałam pomiędzy snem, a ratowaniem tyłka kogoś, kto wcale nie był mi do życia potrzebny. Chcę po prostu spać.
Legnąć w moim łóżku i przespać trzy dni tak, żeby nikt mi nie przeszkadzał. Może jakbym się postrzeliła albo łyknęła garść tabletek zostawiliby mnie w spokoju?
- Tak, trzy metry pod ziemią. Miałabyś spokój i ciemność. - Spojrzałam się na chłopaków, którzy uważnie mi się przyglądali, czy ja serio powiedziałam to na głos? A może sama sobie odpowiedziałam na niezadane pytanie? Wariuję, to jest pewne.
Pokręciłam głową i położyłam ją na podłokietnik mojej kanapy. Chciałam się przespać i miałam nadzieję, że chłopaki to uszanują i w miarę cicho się zachowają. Nie proszę chyba o wiele, prawda?
- Carrie! - Usłyszałam krzyk Liama, który kręcił mi się nad głową i było ich,, trzech? Trzech Payne'ów w moim pokoju. Jeden mi starczał, skąd wzięło ich się aż tylu. Po chwili wszystko się ustatkowało i znowu widziałam tylko jednego Liama... I o jednego za dużo.
- Czego chcesz? - Syknęłam w jego stronę, masując skronie. Nie wiedziałam ile spałam, może trzy minuty, może trzy godziny, ale zdecydowanie za mało.
- Gdzie trzymasz broń? - Justin próbował się nie roześmiać, kiedy Liam chodził w tę i z powrotem po moim salonie, szukając pistoletów. Wciąż mam problemy ze zrozumieniem jakim cudem on jest starszy i ma takie niskie IQ. Podobno starsze rodzeństwo jest zawsze mądrzejsze. BUM i wyjątek od reguły. Jak zwykle.
- Czy ty jesteś normalny? - Spytałam, choć wszyscy zgromadzeni w tym pokoju znali odpowiedź. Uwielbiam zadawać pytania retoryczne i czekać na głupka, który zdziwiony mi odpowie.
- Czy tylko mnie ojciec nauczył, że zawsze trzeba trzymać broń w domu?
- Chciałabym napomknąć, że nie należę do żadnego gangu, nikt mnie nie nienawidzi i jestem miłą osobą. Nie potrzebuję broni, durniu.
Liam westchnął głośno i stanął przed oknem. Podniósł rękę, żeby podrapać się po głowie, ale po chwili ją opuścił i spojrzał się zdziwiony to na mnie, a to na Justina, który chwilę później stanął obok Payne'a i wydał z siebie dziwny dźwięk. Coś na kształt odetchnięcia z ulgą, ale wydawanego z zaskoczeniem. Zmusiłam się, żeby zejść z kanapy i poczłapałam w stronę okna sunąc brudnymi już skarpetkami po jeszcze bardziej brudnej podłodze. Muszę tu posprzątać.
- Czy to jest Niall? - Spytałam nieco zaspana i przetarłam pięścią lewe oko. Wiedziałam, ze to uprowadzenie Nialla to jest jakiś mało śmieszny żart, a ja niepotrzebnie wstawałam do okna.
- Szkoda. Nie zostaniesz dzisiaj tajnym agentem. - Mruknęłam cicho w stronę Liama i ruszyłam bardzo powoli w stronę sypialni, mając nadzieję, że mam tam zamontowany zamek. Coś za dużo rzeczy umyka z mojej pamięci. Nie pamiętam nawet, czy ostatnio wyrzucałam śmieci, a chyba powinnam.
Rzuciłam się na łóżko i przykryłam fioletowym kocem, który leżał u jego podnóża Miałam tylko nadzieję, że nikt mi nie przeszkodzi przez najbliższe dwanaście godzin. Niech idą marudzić do szpitala Taylor, żeby dowiedzieć się, kto jest cholernym ojcem dziecka.
- Carrie!! - Usłyszałam krzyk Nialla, a po chwili dźwięk tłuczonego szkła.
- O nie, nie, nie, nie. - Mówiłam pod nosem, próbując wygrzebać się z łóżka.
Dziwna sprawa, kiedy całkowicie wykończony człowiek wstaje z łóżka z prędkością światła, bojąc się o swoje szklanki, których i tak ma już mało. Pobiegłam w stronę salonu, w którym rozgrywała się scena jak z pola bitwy.
Mój drewniany stolik leżał sobie do góry nogami na zakrwawionym dywanie, szklanka, którą ktoś rzucił, uderzyła o ramkę ze zdjęciem, które spadło na ziemię i zmieszała się razem ze szkłem naczynia.
- Dość! Cholera jasna! - Krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam, ale to chyba nie wystarczyło, bo Niall z Justinem nadal się szarpali, turlając się po ziemi.
Gdyby nie fakt, że zbliżali się do telewizora, na który zbierałam całkiem długo pozwoliłabym się im zabić, ale kochałam swój telewizor i swoje pieniądze, które na niego wydałam.
- Niall, do cholery jasnej. - Kopnęłam go w plecy, bo akurat znalazł się blisko mnie i oboje z Justinem, i Liamem, który uważnie przyglądał się całej sytuacji, zatrzymali się w dziwnej pozycji i patrzyli prosto na mnie. To krępujące.
- Puścić się. - Justin spojrzał na mnie dziwnie, a Niall skrzywił twarz w jakimś dziwnym grymasie. - Teraz, do cholery.
- Nadużywasz słowa "cholera". - Powiedział roześmiany Liam, który opierał się o lodówkę.
- Zamknij się. - Wskazałam na niego palcem i wróciłam do rozgrywki Judo połączonej z MMA, która pojawiła się między Justinem a Niallem.
- Jeśli chcecie iść się lać to na dwór, nie w moim domu. Zachowujecie się jak banda szczeniaków. Wszyscy, nie wyłączając ciebie Liam, więc nie wiem z czego się śmiejesz. Mam was dość. Chcę wrócić do swojego smutnie chorego życia, które było w cholerę spokojne. Chcę z powrotem mojego psa i normalną przyjaciółkę, która wiedziałaby, kto jest ojcem jej dziecka, bo spałaby tylko z jednym człowiekiem. Chcę, żebyście wszyscy zniknęli z mojego życia. Teraz do cholery! - Krzyczałam jak szalona, nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić. Byłam zmęczona tym wszystkim, co działo się w moim życiu. Chcę wrócić do poprzedniego stanu, kiedy budziłam się sama, chodziłam spać sama. Było mi dobrze... - Wynocha powiedziałam! - Ryknęłam nagle i rzuciłam poduszką w drzwi. Po moich policzkach płynęły łzy, a trójka chłopaków, którzy wywrócili moje życie do góry nogami po prostu się we mnie wgapiała.
- Carrie... - Szepnął ledwo słyszalnie Liam i spróbował do mnie podejść. Podniosłam rękę, każąc mu się zatrzymać i podniosłam telefon komórkowy z komody.
- Jak się teraz nie ruszycie, zadzwonię po policję.
- Zbieramy się chłopaki. - Powiedział Justin i puścił Nialla ze swojego ciasnego objęcia, które pewnie miało jakąś swoją nazwę w sztuce walki, którą oboje trenowali.
Kiedy usłyszałam trzask zamykanych drzwi, odetchnęłam z ulgą, ale zarazem z przestrachem. Znałam całą historię jakiegoś chorego gangu, do którego należał mój ojciec, kuzyn, brat... Jeśli jakiś wróg widział Liama, który wchodził do mojego mieszkania miałam przechlapane, a co gorsza, jeżeli zdążyli się już dowiedzieć jak się nazywam.
- Carrie. Carrie Daily. - Mruknęłam cicho, oszukując samą siebie. Jeśli ktoś bardzo będzie chciał, dowie się jak się nazywam i to bardzo szybko. Wystarczyło wpisać w wyszukiwarkę Carrie Kydd. Jest tam opublikowana praca fotograficzna z moim zdjęciem. Łatwo mnie znajdą, a ja prosto dam się schwytać. Nie jestem tak jak reszta mojej rodziny. Jestem czarną owcą i dopóki nikt mnie nie zaatakuje dobrze mi z tym. Nie potrzebuje nikogo do obrony ani do demolowania mojego mieszkania. Mogę to zrobić sama. Podeszłam do ściany, na której wisiały zdjęcia mojego taty i zrzuciłam je wszystkie na ziemię.
- To wszystko przez ciebie. - Syknęłam i ruszyłam w stronę sypialni, żeby się uspokoić.
***
Przebudziłam się i natychmiast wstałam z łóżka, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Biegnąc w stronę przedpokoju powąchałam swoją koszulkę i o mały włos nie zwymiotowałam na swoje drewniane panele. Śmierdziałam, a raczej cuchnęłam jak skarpetki, które były noszone przez piłkarza przez dwa miesiące. Rozejrzałam się po pokoju, który wyglądał jak po napadzie, w poszukiwaniu czegoś, co sprawi, że nie będę capiła jak martwy mors.
- Mam. - Spojrzałam na dębową szafkę przy drzwiach i podbiegłam do niej, sięgając po sosnowy odświeżacz. Psiknęłam raz i przez przypadek, kiedy próbowałam "nie oddychać" zaciągnęłam się zapachem sosen i teraz nawet z buzi waliło mi sosnami. - Ohyda.
Wykaszlałam prawie cały nieprzyjemny smak z moich ust i otworzyłam drzwi, w których ujrzałam Finna z bukietem stokrotek. Spojrzałam na zegar, wiszący w salonie i uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.
I nagle olśnienie.
- Anstasia, praca i ty. Cholera jasna, mam przerąbane.
ask | blog fantasy | ff o 1D
- Mam. - Spojrzałam na dębową szafkę przy drzwiach i podbiegłam do niej, sięgając po sosnowy odświeżacz. Psiknęłam raz i przez przypadek, kiedy próbowałam "nie oddychać" zaciągnęłam się zapachem sosen i teraz nawet z buzi waliło mi sosnami. - Ohyda.
Wykaszlałam prawie cały nieprzyjemny smak z moich ust i otworzyłam drzwi, w których ujrzałam Finna z bukietem stokrotek. Spojrzałam na zegar, wiszący w salonie i uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.
I nagle olśnienie.
- Anstasia, praca i ty. Cholera jasna, mam przerąbane.
ask | blog fantasy | ff o 1D
H Znów się bałam, kiedy widziała trzech Liamów! Dlaczego tych troje przychlastów nie dało się tej biedaczce wyspać. I tak namieszali w jej życiu, małe cioty jedne. Doprowadzili do tego, ze ich wywaliła z domu i dobrze, bo boks u Carrie to nie jest dobry pomyśl i niech się bija na ringu :((((( Nie placz, Carrs. To faceci, nie można płakać przez facetów, to głupki. Maja ja chronić, a nie sprawiać by się bała jeszcze bardziej. Omg ona idzie na randkę z Finnem. Daj mi 10 godzin na ogarniecie tego.
OdpowiedzUsuńMoje Farrie feels >>>>>>>>>>>>
Ja ich shippuje co nie. Nie masz prawa tego niszczyć w żaden sposób. Choćby się waliło i paliło. :)
lovki ♡