niedziela, 21 kwietnia 2013

Trzy.


- Taylor? – Szepnęłam cicho, ale nie usłyszałam odzewu. Nie miałam pojęcia co się wczoraj wydarzyło, ale nie podejrzewałabym, żeby to moja przyjaciółka krzątała się po kuchni, stukając o chwilę naczyniem o naczynie. Chwyciłam kij bejsbolowy, który kiedyś kupiłam po tym jak ktoś mnie zaatakował w moim własnym domu i wyszłam cicho z pokoju.
Fakt, że to właśnie złodziej robi sobie śniadanie był bardzo mały, ale jeszcze mniejsze prawdopodobieństwo miało to, że to Taylor robiła śniadanie. To w ogóle się ze sobą nie łączyło. Taylor nie robiła śniadań, Taylor je zamawiała. Stanęłam na środku salonu i spojrzałam na mężczyznę, który w samych bokserkach poruszał się po mojej kuchni. Mogłabym powiedzieć, ze to bardzo niehigieniczne i niemoralne, ale był zbyt idealny, żeby coś takiego wymsknęło się z moich ust. Za bardzo lubiłam umięśnionych facetów. Tak, zdecydowanie to było to.
- Kim jesteś i dlaczego robisz śniadanie w mojej kuchni? – Syknęłam, stając w pozycji gotowej do ataku. Facet spojrzał się na mnie przerażony i postawił na barku talerz z jajecznicą. Gdybym nadal była bardzo pijana pewnie rzuciłabym kij daleko za siebie i pobiegła w stronę talerza ze zdrowym żarciem. Powstrzymałam się i z powrotem spojrzałam na mężczyznę, który teraz wydawał się nieco rozbawiony moim zachowaniem. Co śmiesznego w tym, że nie pozwolę ukraść mu mojego jedzenia, które kupiła dla mnie moja przyjaciółka?
- To ja Severin i robię śniadanie dla ciebie. – Nagle przez moją głowę przeleciało kilka obrazów, na których rzekomy Severin słodko się uśmiechał, a na samym końcu zobaczyłam małą siebie i tego Severina, który w piątej klasie wyznał mi miłość. Skojarzyłam ze sobą te wszystkie fakty i westchnęłam głośno.
- Widzę, że jesteś bardzo zadowolona. – Powiedział wesoło i nalał soku pomarańczowego do wysokich szklanek.
Usiadłam przy barku i spojrzałam się na Severina pytająco. Zastanawiało mnie tylko dlaczego spędził noc w moim mieszkaniu i dlaczego paraduje w samych bokserkach. Które tak chamsko, a zarazem seksownie opinały jego tyłek. Opamiętaj się, Carrie, powiedział ten strasznie irytujący głosik w mojej głowie, na co się wzdrygnęłam. Nienawidziłam go, zawsze mnie upominał i mówił, co legalne, a co nie.  Szlag, by to trafił i znowu. Co jest ze mną nie tak?!
- Proszę cię, nie mów, że jesteś kolesiem od mrowiska… - Szepnęłam błagalnie i wręcz wyłożyłam się na barku, chwytając szklankę w dłoń. – Dziękuję. – Powiedziałam ledwo słyszalnie i upiłam łyk pomarańczowego napoju.
Zsunęłam się z czerwonego stołka i podreptałam w stronę beżowej kanapy, wylewając po drodze trochę soku na dywan.  Severinowi najwyraźniej było bardzo do śmiechu, bo chichotał wraz z każdym kolejnym moim krokiem. Kiedy położyłam się już wygodnie na kanapie spojrzałam na niego spode łba i przełączyłam kanał muzyczny na moje telenowele brazylijskie.
- Serio to oglądasz? – Spytał się mnie sarkastycznie i usiadł w fotelu obok mnie. Spojrzałam na niego ponownie spode łba i prychnęłam cicho, jednak na tyle głośno, żeby mógł  mnie usłyszeć. Odłożyłam pilota na stolik obok talerza z jajecznicą, której nie miałam zamiaru tknąć i przyjrzałam się uważniej ekranowi telewizora. 
W tym momencie Frederick właśnie wyznawał miłość swojej eks narzeczonej Noelle. Spojrzałam zszokowana na ekran telewizora i chwyciłam za talerz z jajecznicą, której miałam nie tykać. Byłam zbyt zaabsorbowana faktem, że Frederick zostawił Annabelle, że nie potrafiłam racjonalnie myśleć. To było nie do pomyślenia, żeby taka idealna miłość się kończyła. Przecież Noelle była prostytutką, jak może zostawić Ann dla prostytutki?! Tak się nie robi.
Kiedy skończył się związek Fredericka i Annabelle skończyła się moja wiara w miłość. Uznałam, że skoro nawet w serialu idealnym parom nie wychodzi, to w prawdziwym życiu tym bardziej. Co mogłoby być trwalsze niż nierealistyczny związek. Ludzie kochali paring Fredericka i Ann, a oni go tak po prostu rozwalili. Myślą, że w ten sposób zdobędą większą ilość widzów? O nie, ja nie będę już tego oglądał, chyba, że dostanę pisemne potwierdzenie faktu, że znowu do siebie wrócą, a Noelle umrze śmiercią tragiczną.
Odłożyłam pusty talerz na stolik i spojrzałam na Severina, który przyglądał mi się z nieudawaną ciekawością, jak ja kiedy jako pięciolatka znalazłam się w jednej klatce z małpami, które najwyraźniej mnie nie polubiły. Wzdrygnęłam się na to wspomnienie i powróciłam myślami do Severina, który nie przestawał się patrzyć.
- Takie małe pytanko. – Powiedziałam na tyle głośno, żeby zwrócić jego uwagę na siebie. Odchrząknęłam cicho. Odpowiednią uwagę. – Co ty robisz w moim mieszkaniu? – Severin zaśmiał się głośno i wstał z fotela, zabierając mój pusty talerz ze stołu i wstawiając go do zmywarki.
Nie mam bladego pojęcia, co go w tym wszystkim śmieszyło. Fakt, że znajdował się w samych, seksownych bokserkach w moim domu, czy to, że właśnie sprząta w mojej kuchni. To powinno raczej śmieszyć mnie, nie jego, ale kto jak tam woli. Ja chciałam tylko, żeby zanim wyjdzie było tak samo czysto jak w momencie, kiedy tu wchodził. No dobra, może trochę czyściej, ale tak czy siak, chciałam tylko, żeby wyszedł i nie wracał.
- Aktualnie sprzątam, aczkolwiek za chwilę będę musiał zbierać się do pracy. – Spojrzałam się na niego pytająco. Przecież wczoraj wieczorem z niej wrócił. To jest wykorzystywanie pracowników. Właśnie dlatego pracuje w domu. Właśnie! Praca! Co on tutaj jeszcze robi! Mam milion zdjęć do przejrzenia, a on stoi i się patrzy.
- Sama posprzątam, gdzie są twoje… – odchrząknęłam znacząco i wskazałam wzrokiem na jego bokserki. Severin spojrzał się na mnie lekko zszokowany. Wydaje mi się, że zbyt często się na mnie patrzy, nie żeby mi to nie pasowało, lubiłam jak przystojni faceci się na mnie patrzyli, ale nie kiedy wyglądam jak siedem i pół nieszczęścia. 
Uśmiechnął się w moją stronę lekko i wykorzystując fakt, że się w niego wgapiam, skierował się w stronę mojej łazienki i skorzystał z mojego prysznica, wycierając się moim czystym ręcznikiem, który znajdował się w mojej szafce, którą kupiłam ja, sama.
- Co on tu jeszcze, do cholery robi? – Spytałam samą siebie i ruszyłam w stronę swojej sypialni, żeby się trochę ogarnąć, co w moim przypadku znaczy rozczesać włosy i ubrać coś więcej niż stanik i krótkie spodenki. Swoją drogą, jak one znalazły się na moim ciele, bez użycia moich rąk. On je na ciebie założył, idiotko. Och, zamknij się, wkurzający głosiku. A co jeżeli to prawda? Jeżeli jego dłonie dotykały mojego ciała. Ble, ohyda. Nie chcę nawet o tym myśleć, że też ten głupi głosik w moje głowie, musiał mi o tym przypomnieć. Cholera, ciekawe, czy da się to jakoś wyłączyć?
Westchnęłam głośno i rozejrzałam się po kuchni, która wręcz błyszczała. Czy będzie to dziwne, jeżeli powiem, ze po części mnie to obrzydzało? To znaczy, obrzydzał mnie fakt, że to on to posprzątał, nie sam fakt, ze kuchnia lśni. Podeszłam do kuchenki i przejechałam palcem po blacie, w którym można się przejrzeć, co mnie trochę przerażało, ale tylko trochę. Nigdy nie mogłam się przejrzeć w meblu i fakt, że będę się widzieć za każdym razem, gdy będę coś gotowała, przerażał mnie, może nie tak bardzo, ze Severin spędził noc w moim mieszkaniu, ale przerażał. Fakt, ze w kuchence można było się przejrzeć nie był najstraszniejszy. Na blacie nie było żadnego okruszka. Dosłownie żadnego. Miałam ochotę wziąć chleb i go pokruszyć, bo to chore, żeby kuchnia wyglądała jakby nigdy w niej nic nie gotowano. Tak czy siak zdarza się to rzadko, ale zdarza, a kuchnia wygląda jakbym miała sprzedawać dom, a za chwilę mieliby się pojawić tutaj ludzie, którzy chcą go kupić.
Tak bardzo się tego przestraszyłam, ze przez chwilę miałam ochotę ubrać moją najładniejszą sukienkę, żeby należycie ich przywitać.
Westchnęłam głośno, nie miałam ochoty się z nim użerać, więc posiadałam w nadziei, że gdy tylko skorzysta z mojego prysznica, ładnie skieruje się w stronę wyjścia i już więcej nie wróci. Położyłam się na kanapie i chwyciłam za frędzle koca. Pociągnęłam mocniej ręką i po chwili cała byłam opatulona niebieskim, ciepłym kocem. Trzęsłam się z zimna, chociaż za oknem było ponad dziesięć stopni Celsjusza.
Usłyszałam jak woda pod prysznicem przestaje lecieć i po około dwóch minutach z łazienki wyszedł Severin, tym razem owinięty tylko i wyłącznie ręcznikiem w pasie. Dałabym sobie rękę uciąć, że pod spodem nie miał tych bokserek co kilkanaście minut temu. Mój piękny, zielony ręcznik zostanie wyrzucony, a najlepiej spalony. Fu.
Severin uśmiechnął się w moja stronę delikatnie i podszedł do lodówki, wyciągając z niej sok pomarańczowy, który wlał do wysokiej szklanki. Widzę, że już na dobre oswoił się w moim mieszkaniu. Nie, żeby mi to przeszkadzało. Wróć, przeszkadza mi i to bardzo. Mam go dość od momentu, kiedy zobaczyłam go w bokserkach przy mojej kuchence.
Ponadto nie potrafił pozbyć się tego paskudnego uczucia, że on się tak zachowuje, ponieważ przespałam się z nim. Nie chce, żeby czuł się głupio, ale jeżeli doszło to ja nic nie pamiętam i szczerze powiedziawszy to nie  żałuje. Nie chce sobie po nocach wyobrażać jego nagiego ciała leżącego obok mnie. Wolałabym umrzeć, z resztą według jakiegoś francuskiego pisarza bycie trupem jest lepsze. Co prawda tam pisał, że jest lepsze, kiedy jesteś zakochany nieszczęśliwie, ale cokolwiek. Trup jest lepszy.
- Severin? – Szepnęłam cicho, mając nadzieję, że jednak mnie nie usłyszał i nie będę musiała zadawać tego krępującego pytania. – Czy między nami… doszło do czegoś tej nocy? – Powiedziałam wszystko na jednym wdechu i rozejrzałam się po pokoju, mając nadzieję, że zza szafy nie wyskoczy zaraz koleś z kamerą i nie krzyknie „Mamy cię!”. Byłam prawie pewna, że uprawianie seksu z kimś, kto jest niczego nieświadomy podchodzi pod gwałt. Mogłabym iść na policję, ale to taaaki wstyd!
- Żartujesz sobie, prawda? Myślisz, że chciałbym uprawiać seks z kimś, kto nie jest świadomy jak ma na imię i czy znalazł się w ogóle w swoim mieszkaniu? – Wręcz czułam jak jego siarczysty cios ląduje na moim policzku. Nie, żeby mi nie ulżyło, ale poczułam się, jakby to mówił z totalnym obrzydzeniem. Tak jakbym miała troje pary oczu, jedno ucho, trzy nogi i pięć rąk, a moja twarz wyglądałaby jak po bombardowaniu.
Nigdy w życiu nie czułam się bardziej upokorzona, nawet kiedy miałam pięć lat i obsikałam sobie majtki wraz z płetwą Kaczora Donalda nie był aż tak bardzo upokarzający. Wtedy też chciałam zapaść się pod ziemię, ale mogłabym przynajmniej po jakimś czasie stamtąd wyjść, a teraz? Pewnie zostanę przez niego zapamiętana jako totalna dziwaczka, która myśli, że wszyscy chcą z nią uprawiać seks.
- Co się patrzysz? – Próbowałam wybrnąć z niezręcznej sytuacji, która nastąpiła między nami po głupim pytaniu, którego aktualnie bardzo, bardzo  żałuje, nie tak jak tak sików na płetwie Donalda, ale żałuje. Przełączyłam kanał w telewizorze i westchnęłam głośno, kiedy zobaczyłam spoconych, czarnoskórych mężczyzn, którzy biegali z pomarańczową piłką po boisku w tę i z powrotem. Kiedy Severin usłyszał gwizdek sędziego podbiegł do telewizora , widząc jak bardzo zaangażowany jest w ten mecz, wcisnęłam odpowiednie guziki na pilocie i przełączyłam na łyżwiarstwo figurowe.
- Carrie, do cholery, to były mistrzostwa juniorów. – Wzruszyłam ramionami i podgłosiłam telewizor, który i tak głośno buczał. Gdybym nie była z Severinem pewnie telewizor bym kompletnie wyłączyła, ale że chciałam zrobić mu na złość byłam gotowa cały dzień oglądać to przez najbliższe trzy godziny. Chociaż nie, nawet dla słodkiego smaku zemsty, nie zdołam wgapiać się w umięśnionych facetów w typowo dziwkarskich strojach, którzy wyginają się w nienaturalnych pozycjach w raz swoimi partnerkami. To takie tanie porno w ubraniach i na lodzie.
Rzuciłam pilotem w twarz Severina, który chwycił się za nos i od razu przełączył kanał telewizyjny na  mecz koszykówki. Chwyciłam dżinsy i bluzę od dresu i poszłam do łazienki, żeby się odświeżyć.
Miałam nadzieję, że jak tylko stamtąd wyjdę nigdy więcej nie zobaczę twarzy Severina, która pewnie będzie mi się śniła po nocach tak czy siak.
Stanęłam pod prysznicem i przekręciłam kurek z czerwonym znaczkiem. Miałam nadzieję, że nie poparzę się gorącą wodą, która nagle wyleciała z góry brodzika.
-Szlag. – Syknęłam i przełączyłam guzik tak, żeby woda zaczęła normalnie lecieć. Przyłożyłam głowę do zimnych kafelek i westchnęłam głośno. Męczyło mnie to całe udawanie, ze jest świetnie, a moje życie jest tak emocjonujące, że mogliby nagrać na podstawie niego serię filmów.
Przyjrzałam się zaparowanej szybie i docisnęłam do niej dłoń, przyglądając się jej uważnie. To dziwne, że rodzimy się, a umieramy tacy sami. Bezbronni, samotni, te same linie papilarne, te same oczy, te same włosy. Wszystko będzie dokładnie takie same, oprócz tego, że będziesz mógł coś powiedzieć. Albo to, że świetnie się bawiłeś, albo uświadomić sobie, że zmarnowałeś całe swoje Zycie na rozmyślaniach. „Co by było gdyby” pojawiło się choć raz w każdej głowie, choć jednego dnia. Po kłótni zastanawiamy się, czy na pewno mieliśmy rację, po podjęciu decyzji próbujemy sprawdzić, czy aby na pewno dobrze wybraliśmy, ale nigdy nie będziemy pewni w stu procentach. Możemy przypuszczać… Całe życie straciłam na przypuszczanie, co by było gdyby mój ojciec naprawdę miał drugą rodzinę, albo gdyby nigdy nie poznał mojej mamy. Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale pragnęłam wierzyć, że druga rodzina jest tylko wymysłem mojej bujnej wyobraźni, a zabawki, które zawsze znajdowałam na dnie szafy rodziców należały do jakiejś zaginionej kuzynki.
Spojrzałam na swoją dłoń i zdjęłam ją z szyby, przykładając do twarzy. Przejechałam palcami po ustach i po moich policzkach popłynęły łzy, choć powinnam się cieszyć. Żyję, jestem zdrowa, mam wspaniałą przyjaciółkę. Nie potrafiłam się opanować, choć wiedziałam, ze to, co właśnie robię jest kompletnym głupstwem i połowa ludzkości oddałaby wszystko, żeby być na moim miejscu. Ale ja bym oddała wszystko, żeby z powrotem mieć swoich rodziców przy sobie. Rodziców, którzy kochali mnie z całego serca, a teraz mnie zostawili. Wiem, że taka jest kolej rzeczy, ale nie chce sobie tego do końca uświadomić, bo wtedy będę miała pewność, że to już naprawdę koniec.

~*~
Otworzyłem lekko oczy i spojrzałem w biały sufit, wsłuchując się w denerwujący dźwięk budzika.  Nie miałem siły, żeby go wyłączyć. Powiem szczerze, że chyba nawet nie chciałem. Ten dźwięk był o wiele lepszy niż ogłuszająca cisza, która zapadnie po tym, jak wyłączę telefon. I choć moja głowa wybuchała od natłoku myśli, a irytujący dźwięk był jak tysiące kamikadze wbijających małe nożyki w głowę, nie chciałem ciszy. Wszystko było lepsze od ciszy.
Nagle drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a w wejściu stał Liam w bokserkach i z krzywą miną. Westchnąłem głośno i przekręciłem się na drugą stronę i chwyciłem telefon, wyłączając go. Nie wiem w czym mu to przeszkadzało. To był mój pokój, miałem prawo robić co chcę, nie mógł mi zabronić, ale wiedziałem też, że tylko Liam w tym domu ma broń i raczej nie chce ryzykować.
Spojrzałem się w jego zdenerwowane oczy i rzuciłem mu wyzywające spojrzenie. Zachowywał się, jakbyśmy się razem nie wychowywali, jakbyśmy nie spędzili razem całego dzieciństwa, próbując postrzelić wiewiórkę. Zachowywał się tak, jakbym go nigdy nie pocieszał, jakbym nigdy nie stanął w jego obronie. Odkąd zaczął tak bardzo angażować się w akcję z Carrie zachowywał się jak nie on. To nie był ten sam Liam, który płakał w ukryciu, kiedy jego ojciec został zamordowany. To nie był ten sam chłopak, który kopał piłkę z chłopakami, a kiedy strzelił gola pokazywał tyłek wszystkim ludziom na mini widowni. Tęsknię za kolesiem, który cieszył się, kiedy pierwszy raz udało mu się zastrzelić wiewiórkę. Biegał po lesie z martwą wiewiórką w ręce i śmiał się jak wariat.
Szaleniec, który był moim kumplem.
Szaleniec, który tęsknił za swoim ojcem najbardziej na świecie, ale bał się do tego przyznać.
Był samotny wśród tłumu ludzi.
Był samotny przy mnie.
Chciał być sam, ale robił to wszystko dla mnie, żebym ja nie był taki. Chciał dla mnie jak najlepiej, a to znaczyło, że nie opuści mnie na krok, będzie mnie uczył tego, czego nauczył się od ojca i będzie dla mnie jak starszy brat.
- Nad czym myślisz? – Usłyszałem jego cichy głos i po chwili poczułem jak siada koło mnie na łóżku. Odsunąłem się na brzeg przy ścianie i cicho mruknąłem, że tylko się zastanawiam. Najwyraźniej odezwał się w nim instynkt rodzicielski, bo potrząsnął mną lekko i syknął:
- O czym myślisz, Niall? Powiedz mi.
- O tobie. – Syknąłem i spojrzałem się za okno. Świeciło słońce, rozpoczął się nowy dzień. Nowy dzień, który łączył się z nowym planem szaleńca Liama.
- To brzmi trochę gejowsko, nie sądzisz? – Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na Liama, który uśmiechał się do mnie szeroko, czekając aż opowiem mu o tym, o czym dokładnie myślałem. Męczyło mnie to spowiadanie się z własnych myśli, ale nie miałem wyboru. Wiedziałem, że nie da mi spokoju do końca życia, opoki mu wszystkiego nie powiem.
- Zmieniłeś się.  – Powiedziałem cicho i spojrzałem na niego, wyczekując na jakąkolwiek reakcję. Liam zacisnął pięści i szczękę. Poruszyłem drażliwy temat. Nie lubił rozmawiać o sobie. Jeden z tematów tabu, które w jego towarzystwie były po prostu zabronione i groziły śmiercią.
- Nieprawda. Wciąż jestem taki sam.
- Liam. – Szepnąłem bardzo cicho, ledwo słyszalnie. – To nie jest twój wróg. To twoja siostra.
- CARRIE NIE JEST MOJĄ SIOSTRĄ. – Krzyknął głośno i skierował się w stronę wyjścia. Zatrzymał się w drzwiach i ostatni raz zaszczycił mnie swoim wzrokiem – Zapamiętaj to i więcej o tym nie rozmawiajmy.




Oto i nowy rozdział z niejakim opóźnieniem. Jest długi, więc chyba winy zostają odkupione.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

sobota, 13 kwietnia 2013

Dwa.


- W co ja mam się ubrać? – Taylor chodziła w tę i z powrotem przed swoją szafą, która była pełna kolorowych, lśniących i zapewne drogich sukienek, które z całą pewnością nie były w moim rozmiarze. Fakt faktem, byłam szczupła, ale byłam też niższa od Taylor, co oznaczało, że jej sukienki, które ma do połowy uda, będą minimalnie przed kolano u mnie. Nie pocieszało mnie to, bo oznaczało to tylko i wyłącznie, że muszę iść na zakupy albo będę skazana na ubranie mojej sukienki ze studniówki, w którą wątpię, że się zmieszczę.
- Mamy gorszy problem, Tay. JA nie mam w co się ubrać. – Taylor spojrzała się na mnie zdumiona i chwyciła się w pasie. Spojrzała na swoją szafę i wyciągnęła z niej skórzaną spódnicę i gorset z ćwiekami na biuście. Nie przemawiało to do mnie, ale kazała mi to ubrać. Nie miałam wyboru, kiedy Tay każe ci coś zrobić, po prostu musisz. Niezależnie od twojej woli, bo kiedy przyjaźnisz się z Tay, takowej nie masz. Wyszłam ubrana w nieco przyciasny gorset i spojrzałam się z wymalowanym obrzydzeniem na Taylor, która wręcz była zachwycona moim wyglądem.
- Idealnie. – Krzyknęła zachwycona i kazała obrócić mi się wokół własnej osi. Spojrzałam na nią niezbyt przekonana i wolno, małymi kroczkami zrobiłam kółeczko, z powrotem niezbyt pewnie wpatrując się w Tay.
- Idealnie. – Szepnęła i mocno mnie do siebie przytuliła.
- Żartujesz sobie, prawda? Nigdzie tak ubrana nie wyjdę. Wyglądam jak prostytutka. – Spojrzałam na Taylor i kiedy ujrzałam jej błagalny wzrok syknęłam:
- Nie ma mowy, Tay. Zero szans.
- W takim razie, zdążysz w pół godziny kupić nową sukienkę? – Skrzyżowała dłonie na piersi i uśmiechnęła się pewnie. Nienawidziłam tego, że ma rację. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze i kiedy przymknęłam jedno oko, mogłam stwierdzić, ze wyglądałam nawet ładnie, ale nie na tyle, żeby móc zawrócić komuś w głowie. Na tyle, żeby nikt nie zwymiotował na mój widok.
Uśmiechnęłam się delikatnie i zarzuciłam na ramiona moją skórzaną kurtkę. Spojrzałam na blondynkę, która była ubrana w niebieską sukienkę w malutkie kwiaty i buty na wysokim koturnie. Wyglądała nieziemsko, nawet w tak delikatnej wersji. Nagle ujrzała nieco pulchną twarz Taylor przed sobą. Nie podobało mi się to, co widziałam. Dziewczyna trzymała w ręce pędzelek, a to oznaczało, że chce mnie umalować. Nie miałam na sobie makijażu od zakończenia szkoły.
- Tay, tylko proszę, nie za mocno, nie chcę wyglądać, jak niewyspany wampir, okej? – Blondynka pokiwała głową, przez co jej idealna wcześniej fryzura trochę się rozczochrała, ale dla Taylor najważniejsze teraz było jak wyglądam ja, co było niecodzienną sytuacją. Muszę sobie to gdzieś zapisać.

~*~
- Co zrobiłeś?! – Wydarł się tak głośno, że słyszało go całe osiedle, o ile nie całe Los Angeles. Uśmiechnąłem się szeroko do Liama i włożyłem ręce do kieszeni czarnych spodni dżinsowych. Myślałem, że pójdzie ze mną, ale najwyraźniej trochę się pomyliłem, bo Liam nie był nawet w jednej czwartej zadowolony z mojego pomysłu. Jak zawsze, jego plany były idealne, a kiedy ja chciałem choć odrobinę poznać naszą ‘ofiarę’ byłem zbyt emocjonalny jego zdaniem. Co emocjonalnego w tym, że chcę trochę zaszaleć, a mówiąc trochę mam na myśli fakt, że Taylor będzie krzyczała moje imię tak głośno, że z całą pewnością obudzi cały budynek.
- Jesteś największym idiotą świata Niall. Debil, no normalnie debil. – Chodził w tę i z powrotem jak koleś, którego kiedyś spotkałem w psychiatryku, kiedy zamknięto tam moją matkę. Spacerował po całym pokoju, a później krzyczał na ludzi, że już nie potrafi tego znieść i, że bolą go nogi. Ogólnie to był z niego całkiem równy gość, no wiecie, kiedy nie chodził.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar się dzisiaj zabawić. Która godzina? – Spytałem i spojrzałem na Liama, który tylko spojrzał się na mnie krzywo i odparł:
- Za pięć siódma. – Uśmiechnąłem się szeroko i poprawiłem skórzaną kurtkę, mówiąc:
- Idę na podbój, panienko. – Liam zaśmiał się cicho i usłyszałem jak rzuca się na kanapę, włączając jakiś mecz. Westchnąłem głośno i poszedłem piętro wyżej, aby natknąć się na dwie wysokie blondynki, które właśnie wychodziły z mieszkania Tay.
- O kurde. – Szepnąłem pod nosem, kiedy zza drzwi wyjrzała Carrie. Delikatnie rzecz ujmując wyglądała jak nie ona. Zazwyczaj nieumalowana, ubrana w dresy i bluzę, a dzisiaj? Dzisiaj było widać, że idzie na podbój tego baru.  Gdybym nie wiedział, po co przyjechaliśmy do LA, to ona dzisiaj krzyczałaby moje imię, a nie Taylor. Jej przyjaciółka – Tay, wyglądała jakby szła do kościoła w porównaniu do Carrie.
- Witam, piękności.
- Nie patrz się tak na mnie. – Syknęła ostro w moją stronę Carrie i zasłoniła się kurtką. Zaśmiałem się cicho wraz z Taylor i cicho spytałem:
- Jak? – Carrie oburzona rozejrzała się po klatce schodowej i przybliżyła swoją twarz do mojej, mówiąc:
- Jakbym była naga. – Wybuchłem śmiechem i chwyciłem pod ręce obie kobiety, z którymi miałem zamiar dzisiaj poszaleć. Pierwsza noc w LA, pierwszy dzień mojego nowego życia.

~*~
To, że ocierali się o siebie jak para napalonych nastolatków, to było mało powiedziane. Rzucali się po parkiecie jak para bizonów podczas okresu godowego.
Zaśmiałam się cicho, widząc jak bardzo zapatrzona w niego jest Taylor, podczas gdy Niall po prostu rozglądał się za bardziej rozebraną dziewczyną na tej dyskotece. Kiwnęłam na barmana i zamówiłam sobie jeszcze jednego drinka, kiedy poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Odwróciłam się w stronę mosiężnego faceta, który mi się przyglądał jak towarowi na wyprzedaży i spojrzałam na niego krzywo, dając mu tym samym do zrozumienia, że albo weźmie łapsko albo złamie mu palca.
Facet zdjął dłoń z mojego ramienia i oddalił się ode mnie jak od wściekłego rottweilera.
- Takim sposobem nie znajdziesz tu faceta. – Spojrzałam się krzywo na kelnera, który niepotrzebnie wtrąca się w nieswoje sprawy i wychyliłam szklankę z drinkiem, wypijając całą zawartość jednym duszkiem.
- Powodzenia w dalszym rozdawaniu drinków, panie wtrącający się w cudze życie miłosne. – Szatyn zaśmiał się cicho i zasalutował mi na pożegnanie. Spojrzałam na Nialla i Taylor, którzy nadal zachowywali się jak zwierzęta i usiadłam przy wolnym stoliku, który znajdował się daleko od baru i przyglądałam się wszystkim ludziom, próbując zgadywać, czym się zajmują.
Większość z nich wyglądała mi na kogoś mało ważnego, może sprzedawcy w sklepie obuwniczym albo studenci filologii? Dałabym sobie rękę obciąć, że lekarza ani polityka w tym klubie nie znajdę.  
Westchnęłam głośno, rozglądając się po pełnym parkiecie i ujrzałam jak kelner, kieruje się w moją stronę. Biedny chłopak, myśli, że ma jakieś szanse.
- Nie zamawiałam nic. – Syknęłam w jego stronę, kiedy postawił przede mną kolorowego drinka. Mężczyzna uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko mnie przy stole. Jeśli mu się tak dłużej przyjrzeć to był nawet przystojny. Zielone oczy, ciemnobrązowe, półkrótkie włosy, biała koszula, która dodawała mu uroku i czarna muszka, która tylko po prostu śmiesznie wyglądała. Nie wiem czemu, ale czarne muszki od zawsze kojarzyły mi się z Myszką Miki.
- Jestem Severin. – Wyciągnął w moją stronę dłoń, którą lekko chwyciłam, mówiąc:
- Jestem z pewnością nie w twoim typie.  – Cóż za mistrz flirtu z ciebie, Carrie. – Carrie Kydd. – Nie wiem, czemu podałam moje dawne nazwisko, może lepiej, żeby znał te, aniżeli te teraźniejsze, jakby okazał się psychopatą, który morduje ludzi zaraz po ich spotkaniu.
- No, więc teraz czuję się urażony. – Spojrzałam się na niego pytająco, kiedy westchnął – Fisher. Severin Fisher?
Przyznam szczerze, że nic a nic mi to nie mówi. A samo imię mnie przeraża, no bo w życiu znałam tylko jednego Severina i wrzucił mnie w mrowisko. Wzdrygnęłam się na to wspomnienie i spojrzałam na chłopaka, który uważnie mi się przyglądał.
- Mrowisko? Nic ci to nie mówi? – Cholera, cholera, cholera. Mam przesrane. Unikałam go od piątej klasy, kiedy wyznał mi miłość. Co z tego, ze mieliśmy po jedenaście lat, liczy się sam fakt.
Moje oczy prawdopodobnie wyglądały jak dwa rozżarzone kawałki węgla, bo Severin spojrzał się na mnie przerażony i zaśmiał się po chwili.
- W ogóle się nie zmieniłaś. – Zawstydziłam się lekko i mój obłąkany wzrok zniknął. Nie sądziłam, ze chłopak, który oznajmił mi swoją miłość, wrzucając mnie do mrowiska wyrośnie na takiego… no właśnie. Nadal przed oczami mam te czerwone mrówki, które wchodziły tam, gdzie nie powinny nigdy się znaleźć. Mam nawet jeszcze bliznę po tym jak gałązka zahaczyła o moje biodro i zrobiła wielką szramę.  
- To się nie dzieje naprawdę. – Przewróciłam oczami, kiedy usłyszałam donośny śmiech Severina. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę i przechyliłam szklankę z drinkiem. Czułam jak alkohol zaczyna działać, a Severin stał się przystojniejszy niż normalnie jest.
- Chcę stąd wyjść. – Szepnęłam cicho i spojrzałam na Severina, który podszedł do baru i powiedział coś swojemu koledze. O dziwo, wrócił z moją kurtką i z wielkim uśmiechem na twarzy. Czy tylko mi w tym śmierdzącym towarzystwie nie było do śmiechu? Czułam się, jakbym zaraz miała zwymiotować wątrobę razem z żołądkiem.
- Gdzie mieszkasz? – Spytał Severin i spojrzał się na mnie wyczekująco. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Jak mu teraz podam mój adres, będzie mógł mnie nawiedzać, kiedy chcę, a kiedy powiem mu, ze wrócę sama wyśmieje mnie i tak pójdzie za mną. Nie miałam wyboru – to był fakt.
- Dwie ulice dalej w tamtą stronę. – Pokazałam mu palcem zachód i chwyciłam go za ramię, kiedy mi je nastawił. Wiedziałam, że sama nie dojdę do swojego mieszkania, więc wolałam skorzystać z jego pomocy, zanim będzie za późno i podrę swoje rajstopy.
Za każdym razem, gdy praktycznie już leżałam na ziemi, Severin podnosił mnie, przy okazji śmiejąc się. Rozglądałam się po mieście, wiedząc, że tak czy siak pewnie nie będę nic jutro pamiętała. Ostatni drink, który Severin mi przyniósł to był punkt kulminacyjny, kończący moją przygodę z tamtym klubem.
- Kiedyś byłaś rozsądniejsza.
- Kiedyś chciałam iść do college'u  – Severin uśmiechnął się delikatnie i wyraźnie było widać, że chce coś powiedzieć, więc albo go onieśmielałam, albo był zbyt absorbowany faktem, że prawdopodobnie się zgubiliśmy, bo ja tak dokładnie nie pamiętam gdzie mieszkam.
- To tamten dom. – Powiedziałam i przejechałam dłonią po jego ramieniu. – Piątka. – Powiedziałam i spojrzałam na wpół przytomnie na szatyna.  Pokiwał głową i chwycił mnie mocniej pod ramię, wiedząc, że prawdopodobnie za chwilę albo legnę jak martwa na ziemi, albo puszczę olbrzymiego pawia. Pewnie w głowie modlił się tylko, żebym nie ubrudziła jego białej koszuli.

~*~
- Myślisz, że mógłbym wejść do ciebie? – Powiedziałem praktycznie na wpół przytomnie do całkowicie trzeźwej Taylor, która odsunęła ode mnie głowę. Prawdopodobnie niezbyt ładnie pachniało mi z buzi. Przestała się dobrze bawić, kiedy Carrie wyszła z klubu w towarzystwie przystojnego szatyna. Tak jakby jej przyjaciółka była piętnastoletnim dzieckiem, które nie wie jak bezpiecznie uprawiać seks. Była co najmniej uchlana, ale (prawdopodobnie) wiedziała, co się wokół niej dzieje. Przecież by mnie z nim nie pomyliła, prawda? A więc z mojej dzisiejszej zabawy nici, bo mojej wybrance włączył się jakiś instynkt rodzicielski.
Wpatrywała się we mnie jeszcze przez dłuższą chwilę, a minutę później leżałem pod drzwiami swojego mieszkania i wołałem Liama o pomoc.
- Cześć, Bolek. – Zaśmiałem się głupio z mojego żartu, na co Liam westchnął głośno i za rękę wtargał mnie do mieszkania, w którym pachniało wanilią.
- Zaraz się zrzygam. – Przyjaciel uderzył mnie w twarz i powiedział:
- Nienawidzę jak przychodzisz uchlany do domu, kiedy kolejna nie chciała iść z tobą do łóżka. Pogódź się z tym, że Ariana nie żyje. – Jakbym nagle otrzeźwiał, spojrzałem na Liama przytomnie i wstałem z podłogi, choć kręciło mi się w głowie. Podszedłem do niego i syknąłem:
- Nie wypowiadaj jej imienia na głos, to przez ciebie zginęła.
- Nie moja wina, że jesteś takim debilem, żeby mówić swojej ukochanej, że idziesz załatwić członka gangu. Spodziewałeś się, że zostanie w domu i pozwoli ci zginąć? – Odparł lekko i popchnął mnie na drzwi łazienki, kierując się w stronę swojej sypialni. Po chwili usłyszałem trzask drzwi i znalazłem się w ciemności, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Tęskniłem za nią. Cholernie za nią tęskniłem. Ale fakt, że Ariana nie żyje, nie jest moją winą. To nie ja jej to wszystko powiedziałem. To on nie potrafi odbierać swojego telefonu i odbiera go moja dziewczyna. Dziewczyna, z którą teraz brałbym ślub. Wyznawałbym jej co wieczór miłość i całował po ramionach, tak jak lubiła. Kupowałbym jej kwiaty bez okazji i wychowywalibyśmy nasze wspólne dziecko… Ethana. Kiedy umarła musiałem go oddać. Nie mógłbym go sam wychować. Ja? Członek gangu i dziecko? To nawet głupio brzmi.
Wstałem z podłogi i skierowałem się w stronę swojego pokoju.
Włączyłem lampkę nocną i usiadłem na łóżku, sięgając po ramkę ze zdjęciem z szafki. Otarłem łzę z policzka i przejechałem kciukiem po zdjęciu, na którym znajdowała się Ariana z naszym małym synkiem. Synkiem, którego nigdy więcej nie zobaczę. 




Hej, Hej! Szalona Liv dodaje rozdział szybciej niż się wszyscy spodziewając.
Mam nadzieję, że wam się podoba!
Czekam na komentarze!
Jeżeli chcecie być informowani napiszcie swoje twittery w komentarzach!
Jeżeli macie zbyt dużego lenia i nie chce wam się komentować możecie wyrazić swoję opinię przy pomocy "klawiszy opinii" jak ja to nazywam i po prostu wcisnąć odpowiednią kratkę przy wyrazie! ((:
Pozdrawiam, xoxox

środa, 10 kwietnia 2013

Jeden.


- Cholera, Liam! – Syknąłem w jego stronę i uderzyłem go pięścią w ramię, kiedy przechodził koło mnie. Chłopak chwycił się za miejsce uderzenia i zaśmiał się cicho.
- Widziałeś jej minę? – Spojrzałem się na niego zdziwiony i westchnąłem głośno. Liam Payne był jedyną osobą o tak dziwnym poczuciu humoru. Uwielbiał psuć ludziom życie, kochał ich niszczyć kawałek po kawałku. Teraz jego ofiarą padła wysoka blondynka o pięknych niebieskich oczach. Była urocza, kiedy wyżywała się na ludziach. Obserwowaliśmy ją od kilku tygodni. Rzadko wychodziła z domu, jeżeli już to tylko po to, aby odebrać zakupy albo na spacer z psem. Często przychodziła do niej wysoka i szczupła blondynka, która nie wyglądała na zbyt inteligentną. Wychodziła od niej po około godzinie i zazwyczaj była wkurzona, od razu kierowała się piętro wyżej do swojego mieszkania. Kiedy pojawiła się oferta wynajmu czterech pomieszczeń, w których teraz mieszkamy, Liam od razu wziął sprawy w swoje ręce. I teraz jesteśmy. Próbujemy niszczyć Carrie Daily, dawniej Kydd. Zaczęło się od tego, ze oboje „przez pomyłkę” weszliśmy do jej mieszkania, żeby jak tako się rozejrzeć. Najwyraźniej Liam zagościł tam na dłużej i wrócił z mokrą plamą na kroczu i z zagubionym portfelem. Zostawił go tam specjalnie, żeby mieć po co wrócić, ale dziewczyna była sprytniejsza niż jej przyjaciółka i od razu wyszła za nim. Teraz nie dość, że wie, gdzie mieszkamy, to prawdopodobnie wie też, jak mój inteligentny koleżka ma na nazwisko.
- Widziałem, była zdenerwowana! – Liam potrząsnął głową i rzucił się na kanapę, włączając telewizor na mecz hokeja. – Nie sądzisz, że to może być dziwne, że znasz jej nazwisko, którego nie używa od ponad dziesięciu lat?
- Nie myślałem o tym. – Rzucił od niechcenia i przełączył kanał. Westchnąłem głośno i poszedłem do kuchni, żeby zrobić sobie kawę. Liam był najgorszym przyjacielem, jakiego ktokolwiek mógłby sobie kiedykolwiek wyobrazić. W ogóle nie myślał, co robi i był najbardziej nieodpowiedzialnym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałem. Robił coś  a później nawet o tym nie myślał. Nie jestem pewien, czy w ogóle kiedykolwiek to robił, bo czasami mnie przeraża jego pospolitość jak na członka gangu. Jego ojciec był szefem. Szefem wszystkiego w Los Angeles, on to przejął, choć sam nie wiem czemu. Po prostu w testamencie jego ojca jest, że najstarszy i najbardziej wtajemniczony dzieciak ma to wszystko przejąć. Gdyby było napisane, że najinteligentniejszy członek, Liam na pewno poszedłby w odstawkę.
Liam po części wychowywał się bez ojca. Widywał go tylko na spotkaniach i akcjach organizowanych przez ‘Dzikie Wilki’, później wracał do swojej normalnej rodziny, pracy i życia. Zostawiał go czasami na kilka tygodni lub miesięcy, żeby później wrócić z worem pieniędzy albo zabawek, które wraz z wiekiem zamieniały się na broń. Liam miał szacunek do swojego ojca, ale wątpię, żeby kiedykolwiek go tak naprawdę poznał na tyle, żeby móc powiedzieć, że go kocha.
Ojciec Liama był specyficznym człowiekiem, nie było osoby, która by go nie szanowała, ale większość ludzi go po prostu nie lubiła. Był egoistą, ale za członka swojego gangu oddałby życie. Ludzie, którzy dla niego pracowali nie mogli narzekać na brak pieniędzy. On po prostu ich nie szanował, ale wiedział, że bez nich sobie tak łatwo nie poradzi.

~*~
- TAYLOR! – Krzyknęłam głośno i zastukałam w kaloryfer. Po około minucie drzwi od mojego mieszkania otworzyły się i wleciała przez nie zdyszana Taylor.
- Co jest? – Spytała i usiadła przy barku, próbując uspokoić oddech. Zaśmiałam się cicho, widząc jej rumieńce na twarzy i usiadłam naprzeciwko niej, próbując wydukać chociaż słowo.
- Kiedy byłam małą dziewczynką, ojciec często wychodził. Rzadko go widywałam. – Taylor spojrzała się na mnie zdziwiona. Nigdy się nie zwierzałam. – Wychodził do pracy i czasami przychodził z powrotem po kilku dniach. Jak miałam siedem lat, myślałam, że ma inne dziecko gdzieś na drugim końcu kraju i to do niego jeździł. Tak, wiem. To głupi pomysł. – Zaśmiałam się cicho i rozejrzałam po pokoju, jakby szukając kogoś kto może mi pomóc wytłumaczyć Taylor o co mi chodzi. Nie wiedziałam, jak mam jej to wszystko powiedzieć. To było trudniejsze niż myślałam. – No, więc kiedy miałam dwanaście lat, to było w moje urodziny. On po prostu nie wrócił. Wyszedł kilka godzin wcześniej do pracy, a później tylko… Później tylko słyszałam głośny szloch mamy. Mój ojciec został postrzelony. Jego ciało znaleziono w aucie pod biurem, gdzie pracował.
Nie zauważyłam, kiedy po mojej twarzy ciurkiem zaczęły płynąć słone łzy. Po chwili siedziałam przy barku cała zapłakana, a Taylor stała nade mną i mocno mnie do siebie przytulała. Nie potrzebowałam współczucia, ale jak miałam jej to w tej chwili powiedzieć? Nie uwierzyłaby mi, zachowałaby się jak prawdziwa przyjaciółka i przytuliłaby mnie do siebie jeszcze mocniej. Już teraz czułam się jakby mi ktoś łamał żebra, a nie chce sobie wyobrażać co by było, gdybym jej powiedziała, że nic mi nie jest i, że ma mnie puścić. Nie chciałam psuć jej wizji, o tym, jak wspaniałą przyjaciółką jest.
Czasami wydawało mi się, że wcale nie potrzebuję ludzi, którzy by się o mnie martwili, ale kiedy zmarła moja mama rok temu, wiedziałam, że została mi tylko Taylor, w końcu nigdy nie miałam rodzeństwa, ani kuzynostwa. Byłam sama, a Taylor starała się być dla mnie jak siostra, oczywiście, że tego nie doceniałam, ale teraz, kiedy znalazłam się w podbramkowej sytuacji, jestem naprawdę sama i wiem, że gdyby nie ona, już dawno by mnie tu nie było. Dzięki niej znalazłam sens życia. Chcę pokazać wszystkim, że pomimo przeciwności losu, można osiągnąć wszystko, ale najpierw muszę się ogarnąć.
Odgarnęłam włosy z czoła i otarłam policzki z łez. Uśmiechnęłam się do Taylor i cicho jej podziękowałam. Blondynka otworzyła lodówkę i z przerażenia przyłożyła dłoń do buzi, żeby nie krzyknąć. Przez cały miesiąc żywiłam się tylko pizzą i chińszczyzną zza rogu, mam tam nawet rabat, bo codziennie coś zamawiam.
- Muszę iść na zakupy, nie mogę pozwolić żywić ci się tylko chińskim gównem. – Zaśmiałam się cicho pod nosem i pokiwałam głową na znak zrozumienia. Nagle poczuł dziwny zapach dobiegający z bardzo bliska. Powąchałam swoją bluzkę i od razu spojrzałam na Taylor, która wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem.
- Czemu mi do cholery nie powiedziałaś, że śmierdzę zgniłym jajkiem?! – Taylor wybuchła śmiechem i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. – Muszę iść się umyć. Ohyda. – Po chwili usłyszałam odgłos zamykania drzwi i wiedziałam, ze znalazłam się ponownie sama. Wyciągnęłam niebieską koszulę mamy i jakieś dżinsowe spodnie, które kupiłam w lato na wyprzedaży, świeża bieliznę i ruszyłam w stronę łazienki, żeby się odświeżyć.
Przekręciłam kurek wanny i zaczęłam wlewać ciepłą wodę. Miałam ochotę na długą i pachnącą kąpiel. Położyłam ciuchy na pralkę i stanęłam przed lustrem. Moje długie, blond włosy były posklejane, jestem zdziwiona, że ten koleś, który tu wszedł, rzekomo przez pomyłkę, nie zrzygał mi się na twarz.
Rozebrałam się i weszłam do wanny wypełnionej gorącą wodą. Zamoczyłam głowę i czułam się jak w innym świecie. W świecie, w którym nie muszę się niczym przejmować.
Kiedy byłam mała zawsze marzyłam, żeby być syrenką. Uważałam, że są piękne i nie mają problemów, a teraz? Teraz uważam, że miałabym problem z wiecznie mokrymi włosami i z tym, że nie mam nóg. Z resztą nie ścierpiałabym tyle wody przez całe życie. Rzadko chodziłam na baseny, no i nie umiem pływać… Myślę, że to są największe przeszkody i powody, dla których nie mogłabym być syreną. To po prostu nie dla mnie. Wolę być Carrie Daily… Carrie Kydd.

~*~
- Liam, to nie jest dobry pomysł. – Szepnąłem cicho i zabrałem mu zdjęcie wysokiej brunetki o niebieskich oczach. Była podobna do naszej nowej sąsiadki, ale byłem pewien, że to nie ona. Inny nos, wystające kości obojczyka, ostre rysy twarzy, no i kolor włosów nie ten. Carrie Kydd była inna, miała takie same oczy, ale zgrabniejszy nosek, łagodniejsze rysy twarzy. Wydawała się być miła, nie miałem pojęcia dlaczego Liam chce ją zniszczyć. Nawet jakby mógłby trochę darować. Dziewczyna jest sama, najwyraźniej brakuje jej kogoś, a jej jedynym towarzyszem do życia jest jej pies, który też nie bardzo przepada za swoją panią, która wyprowadza go tylko dwa razy dziennie nie na dłużej niż dziesięć minut.
- Nie będziesz mi mówił, co jest dobrym pomysłem, a co nie. – Syknął w moja stronę i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami. Nie miałem pojęcia co chce zrobić i nawet nie byłem pewny, czy chce wiedzieć, co on kombinuje. Wiedziałem, że takim tempem, dziewczyna wymięknie po około miesiącu. Zazwyczaj po tylu dniach męczarni wyjeżdżały albo zamykali je w psychiatryku. Wychyliłem się zza drzwi wyjściowych, ale widziałem postać Liama, która już wracała z powrotem do mieszkania.
- Coś ty zrobił? – Syknąłem w jego stronę, ale nie uzyskałem odpowiedzi. Po prostu wyminął mnie w korytarzu i zamknął się w swojej sypialni na klucz. Nienawidziłem jak to robił. Nie widziałem go w tedy prze kilka godzin, najdłużej trzy dni. Bez jedzenia, na samym alkoholu.
Westchnąłem głośno i ruszyłem w stronę kuchni, żeby zrobić sobie coś do jedzenia, coraz bliżej do wieczora, miałem ochotę wyjść i się zabawić. Może zagadam do przyjaciółki Carrie. Nie byłem pewny, czy chcę się angażować emocjonalnie, ale ta jej koleżanka była piękna, a ja chciałem uciec od problemów. Idealnie się nadawała.

~*~
Wyszłam z łazienki, ubrana w świeże ciuchy i zauważyłam, że na holu leży jakaś kartka. Podeszłam bliżej i podniosłam ją z ziemi.
- Mama? – Szepnęłam cicho sama do siebie i przyłożyłam zdjęcie do klatki piersiowej. Po moich policzkach popłynęły łzy. Kto mógł mi to zrobić?! To na pewno nie było moje zdjęcie. Nigdy nie widziałam go na oczy, a przeglądałam albumy z setkę razy. Na tym zdjęciu moja mama była około w moim wieku, prawdopodobnie kilka miesięcy po tym jak poznała mojego ojca. Uśmiechała się, nie tylko jej usta się śmiały, oczy, cała twarz. Była szczęśliwa. Spojrzałam na tył zdjęcia i przeczytałam na głos:
- Jestem pewien, że nie pamiętasz jej takiej, prawda? – Spojrzałam się bliżej napisowi, nie byłam pewna, czy rozpoznam to pismo, ale na pewno widziałam je już kiedyś. Raz w życiu może dwa. Specyficzny znak zapytania. – Co do cholery? – Syknęłam i schowałam zdjęcie do szafki biurka. Otarłam policzki z tych kilku łez i stanęłam przed lustrem, mówiąc:
- Wszystko będzie dobrze. Będzie dobrze… Musi być. – Naciągnęłam koszulę w dół i wyszłam z domu, wpadając na przystojnego blondyna, który rano wparował do mojego mieszkania.
- Przepraszam, nie zauważyłam cię. – Pozbierałam swój telefon z ziemi i zamknęłam drzwi na klucz, wymijając mężczyznę na schodach.
- Hej, poczekaj! – Usłyszałam, jak mnie woła i odwróciłam się w jego stronę. Świdrował mnie swoimi niebieskimi oczami i uśmiechał się szeroko. – Miałem nadzieję, że nigdzie się nie wybierasz. Chciałem zaprosić ciebie i twoją przyjaciółkę na dyskotekę.
- A niby dlaczego miałabym iść z nieznajomym na dyskotekę? – Odparłam nonszalancko i skierowałam się z powrotem w stronę mieszkania Taylor, kiedy usłyszałam:
- Chodzi mi raczej o twoją przyjaciółkę. Z resztą, chciałem przeprosić za wtargnięcie do twojego mieszkania.
- Kiepski tekst na podryw, z resztą jeśli chodzi ci o Taylor, to dlaczego sam jej nie zapytasz? – Blondyn zarumienił się lekko i rozejrzał dookoła.
- Nie uwierzysz mi chyba, kiedy powiem, że trochę jest mi głupio? – Zaśmiałam się cicho i uśmiechnęłam się.
- Pójdziemy. O której?
- Siódma? – Pokiwałam głową na znak zgody i wbiegłam po reszcie schodów, prosto do mieszkania Tay.
- Idziemy na imprezę. – Powiedziałam i spojrzałam na nieco zszokowaną Taylor, która po około minucie rzuciła mi się w ramiona i krzyknęła prosto w moje ucho:
- W końcu!!



Hej!
Witam po długiej przerwie, przyznam szczerze, że trochę mi się zapomniało, przepraszam! x
Ale za to macie nieco dłuższy rozdział i Niall w końcu zaczyna działać.

Macie jakieś pytania? Chcecie, żebym was powiadamiała, kiedy pojawią się nowe rozdziały? Podajcie swoje twittery w komentarzu ((:

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

PROLOG


Siedziałam spokojnie przy stole i czekałam na dzwonek. Moja mama niespokojnie chodziła w tę i z powrotem. Nie potrafiła ukrywać emocji, a tym bardziej zdenerwowania. Wiedziałam, że coś się stało, ale nie chciałam o nic pytać, po prostu czekałam, aż ktoś przyjdzie, zapuka do naszych drzwi i przekaże mamie tą wiadomość.
Moja mama była jednym z tych ludzi, którzy nie wierzyli dopóki sami nie zobaczyli albo nie usłyszeli od kogoś nieomylnego. Z reguły nie wierzyła plotkom, a tym bardziej tym, które przekazały jej przyjaciółki. Nigdy ich nie lubiłam. Ich twarze zawsze przyprawiały mnie o wymioty. Jedna była tak brzydka, że nawet warstwa makijażu, która jej odpadała, nie pomagała. I tak nikt jej nie chciał, ale moja mama ją lubiła, więc ja też starałam się to zrobić. Tolerowałam ją dopóki kilka minut temu nie powiedziała, że coś mogło się stać mojemu tacie. Jej mąż zmarł w tragicznym wypadku kilka lat temu i od tamtego czasu wszystkim wróży to samo. Za każdym razem jak mój tata się spóźnia albo przychodzi wcześniej mówi, że coś jest na rzeczy. Bo według niej, nigdy nie może być normalnie.
Wstałam od stołu i podeszłam do mojej mamy, wtulając się w jej pas. Matka pogłaskała mnie po głowie i odsunęła od siebie, kiedy usłyszała ciche pukanie do drzwi. Pukanie, które nie sugerowało nic dobrego. Było za ciche… ledwo słyszalne. Po chwili usłyszałam głośny szloch mojej matki, który przerodził się w krzyk. Ujrzałam dwie, potężne postacie policjantów w mundurach. W rękach trzymali swoje czapki i małe notesiki, w których zazwyczaj spisywali najważniejsze zeznania. Wiedziałam, że skoro się nie uśmiechają, nic dobrego się nie stało.
Podeszłam do jednego z nich i pociągnęłam go za spodnie. Wyższy z nich spojrzał się na mnie z litością, a kiedy spytałam o swojego tatę powiedział, że odszedł do aniołków. Szkoda tylko, że w to nie uwierzyłam. Wolałabym żyć z myślą, że mój ojciec patrzył na mnie z góry, ale wiedziałam, że to nie jest możliwe. Nie zasługiwał na to, żeby żyć z aniołkami. Nie po tym, co zrobił mojej mamie.

- Jak się czujesz? – Usłyszałam głos swojej przyjaciółki Taylor i westchnęłam głośno. Sama nie wiem, dlaczego się z nią przyjaźnie. Może po prostu przyzwyczaiłam się do faktu, że po prostu jest? Możliwe.
Spojrzałam się na wysoką blondynkę i przewróciłam oczami, kiedy zobaczyłam jej zlitowany wzrok. Miałam dwadzieścia dwa lata, z całą pewnością, potrafiłam się uporać z głupią rocznicą śmierci.
- Tak jak dwadzieścia sekund temu, Taylor. – Syknęłam sarkastycznie i owinęłam się kocem. Był środek zimy. Nienawidziłam tej pory roku, a już na pewno nie, kiedy miałam wychodzić na dwór. W domu był jeszcze spokój, mogłam opatulić się kocem i iść spać, ale kiedy musiałam wyjść na spacer z Tofikiem?! Tragedia. Nie dość, że mój pies musiał poczekać pół godziny, aż ubiorę odpowiednie ciuchy to jeszcze nie wychodziłam z nim na dłużej niż pięć minut. Nie zdążył nawet poznać swojej ukochanej. Ledwo wykonał swoje pierwotne potrzeby, a już żegnał się z śniegiem i witał ze schodami na klatce. Tofik jest dużym bokserem, który kochał śnieg ponad życie. Byliśmy kompletnymi przeciwieństwami. Tofik mógł cały dzień biegać i bawić się swoimi ulubionymi zabawkami, a ja całymi dniami siedziałam w łóżku i oglądałam opery mydlane. Mogę wam opowiedzieć historię każdej bohaterki brazylijskiej telenoweli. Po prostu sobie wybierzcie którąś. Byłam mistrzem w te klocki, a Taylor po prostu wgapiała się w telewizor i nic nie rozumiała. Za każdym razem musiałam jej tłumaczyć, dlaczego tamten bohater zrobił to i dlaczego przespał się z inną bohaterką. Zabierała mi całą przyjemność z oglądania czegokolwiek. Była po prostu głupia, a ja nie mogłam tego znieść. Najgorsze jednak było to, że mieszkała w mieszkaniu nad moim. Wiecie ile razy musiałam naprawiać sufit, bo zapomniała wyłączyć wodę w kranie?
- Carrie? – Usłyszałam ponownie skrzeczący głos swojej przyjaciółki. Spojrzałam na nią przelotnie, ale mój wzrok zatrzymał się na drzwiach, w których stał jakiś obcy facet. Przyjrzałam mu się uważnie i powiedziałam sarkastycznie:
- Nie te drzwi, panie Przystojny. – Był przystojny. I to jak! Gdyby nie fakt, że mój pies był wystarczająco dobrym towarzyszem do życia i cudownym przyjacielem, pewnie rzuciłabym mu się na szyje i czekała aż się we mnie zakocha. Swoimi pięknymi, niebieskimi oczami świdrował moje ciało zawinięte w koc. Pewnie zastanawiał się, czy jestem gruba.
Otóż nie, jestem szczupła, choć sama się temu dziwię. Nie wiem, jakim cudem to zrobiłam, skoro nie wychodzę z łóżka, a pracuje w domu, ale można powiedzieć, że nie mam, na co narzekać.
Mężczyzna w dżinsowych spodniach i skórzanej kurtce spojrzał się na cyfrę na drzwiach i speszony, powiedział:
- A tak, przepraszam. – Zaśmiałam się cicho pod nosem, kiedy facet wycofał się z mojego mieszkania i spojrzałam na Taylor, która wręcz zabijała mnie wzrokiem. Podniosłam dłonie do góry w geście poddania się i szeroko się uśmiechnęłam, głaszcząc Tofika po głowie. Chwyciłam w dłoń pilota, który po chwili wylądował na ziemi, kiedy zostałam uderzona kartonem płatków śniadaniowych w nadgarstek.
- Masz nagrzane?! – Krzyknęłam w stronę Taylor i rozmasowałam nadgarstek, sięgając po pilota, z którego wyleciały baterię. Westchnęłam głośno i schyliłam się trochę bardziej, żeby sięgnąć baterię, która wleciała pod łóżko. Wsadziłam baterię z powrotem do pilota i uśmiechnęłam się szeroko, kiedy okazało się, że za pierwszym razem włożyłam je dobrze. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, o co chodzi z tymi odwrotnymi biegunami. To po prostu baterie! Po co tak komplikować życie ludziom?!
- Czemu jesteś taka sarkastyczna, do cholery?! – Syknęła w moją stronę Taylor, na co zaśmiałam się cicho i powiedziałam:
- Tadziu ci pulsuje. – Taylor spojrzała się na mnie zdziwiona i dopiero kiedy przyłożyłam palec do czoła zrozumiała o co mi chodzi. Wielka, fioletowa żyła. Za każdym razem, kiedy ją wkurzę. Zdarzało się to już tyle razy, ze po prostu ją nazwałam. Blondynka westchnęła głośno i przyłożyła całą dłoń do czoła, rozmasowując miejsce zamieszkania mojego kumpla – Tadeusza.
- Jak ty mnie wkurzasz. – Syknęła w moją stronę i zeszła z wysokiego krzesełka. Uroki mieszkania nade mną. Znała mnie już tyle lat, ale wciąż nie potrafiła pogodzić się z faktem, że jestem najbardziej wkurzającym stworzeniem, które kiedykolwiek chodziło po tej ziemi. To normalne, że będę ją denerwowała, nie wiem czego się spodziewała. Nie byłam typem kobiety, która daje upust swoim emocjom poprzez seks. Nie miałam go z kim uprawiać, począwszy od tego, skończywszy na fakcie, że wolałam na kogoś nawrzeszczeć albo poobijać mu twarz. Byłam inna i jakoś nie zależało mi, żeby wpasować się w towarzystwo przyjaciółek Taylor. Jedyną książką, którą do końca przeczytały było „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy”. Przeczytałam to, wiecie dlaczego je kochają? Bo są piękne i wredne. Ja zaliczam się do jednego z czynników pobudzających zmysły mężczyzny i jestem z tego zadowolona. Nie muszę być piękna, żeby cudownie się czuć. Niestety tylko ja wychodziłam z takiego założenia w całym tym marnym towarzystwie. Taylor i reszta bandy kretynek tworzyła grupę najbardziej umalowanych kobiet w całym Los Angeles. Mieszkam tu praktycznie całe życie, a nigdy nie widziałam nikogo bardziej wymalowanego niż „przyjaciółki” Tay. Blondynka nie była aż tak bardzo pusta, ona makijażem podkreślała swoją urodę, a nie ją na siłę wydobywała. Była piękna. Niby zawsze jej tego zazdrościłam. Bo być pięknym i wrednym to moje marzenie, ale wolałam być brzydka niż nie umieć wypowiedzieć słów, które mają więcej niż trzynaście liter. Nie mówię tutaj dokładnie o Tay. Raczej o jej przyjaciółkach, które wyszły za bogatych mężczyzn i wożą się porsche. Ja nie mam nawet samochodu, poruszam się przy pomocy autobusu i roweru. To, że w ich oczach jestem dziwna to mało powiedziane. Jestem totalną świruską, która nie brzydzi się jeździć z innymi ludźmi w jednym pojeździe. Gdybyście mogli zobaczyć wyraz twarzy jednej z jej koleżanek, kiedy okazało się, że musi pojechać taksówką do domu, bo jej mężulek upił się na imprezie. Miałam ubaw do końca zabawy, szkoda, że na drugi dzień praktycznie nic nie pamiętałam.
Wstałam z kanapy i skierowałam się w stronę lodówki, wyciągając z niej karton mleka. Postawiłam go na barku i spojrzałam na Taylor, która przewracając teatralnie oczami wychodziła z mojego mieszkania. Pewnie poczuła się ignorowana, tak jak zwykle z resztą. Nie miałam ochoty wysłuchiwać jej zaskarżeń i monologów na temat mojego niezdrowego odżywiania. Jadłam to, co mi smakowało, nie to co smakowało innym. Kiedy szłyśmy do restauracji ona pytała się o sałatkę dietetyczną, jakby sałatka sama w sobie taka nie była, a ja o frytki i hamburgera. Byłyśmy dwoma innymi światami, a kiedy rozmawiałyśmy na „poważne” tematy, jakimi były związki Tay musiałam udawać, że mnie to naprawdę interesuje. No, bo bez przesady. Kogo interesuje, że cztery razy musiała po nim posprzątać skarpetki? NIKOGO. Nie musiała przecież ich sprzątać, ja bym mu je wsadziła do jego ulubionych płatków i miałabym spokój, ale Tay była pedantką. Nie potrafiła znieść nawet myśli, ze jedzenie znajduje się w tym samym pojemniku co ubrania. W sumie ja nigdy nie zwiążę się z facetem, a co dopiero z facetem, który zostawia po sobie śmierdzące tygodniowe skarpetki na środku holu, więc teoretycznie nie mamy o czym rozmawiać. Ja po prostu słucham… Jak zgaszonego radia, ale przynajmniej się staram.
Kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwi, wyciągnęłam szklankę z szafki i postawiłam ją koło mleka. Przyłożyłam karton mleka do szklanki, oczekując, aż biały płyn wyleci z łaski swojej z kartonu w plamy i będę mogła napić się czegoś co jest zdrowe. Wpatrywałam się skupiona w maź, która miała być moim mlekiem i zastanawiałam się jakim cholernym cudem Taylor nie wyrzuciła mi tego do śmieci. Sam fakt, że miałam skwaśniałe mleko w lodówce mi nie przeszkadzał, gorzej, że prawie je wypiłam, a teraz połowa jest w szklance, a reszta na barku.
-Ohyda. – Szepnęłam i sięgnęłam po pistolet na wodę, który znajdował się na lodowce, trzymałam go tam tak na wszelki wypadek, jakby przyszedł do mnie jakiś niezapowiedziany gość i tak jakby chciałby mnie okraść. Zawsze mogę polać mu spodnie wodą i powiedzieć, ze się zsikał, każdy ucieka. Popsikałam wielką plamę obrzydliwej mazi na barku, kiedy usłyszałam, że drzwi się otwierają. Stanęłam za lodówką i czekałam, aż postać potencjalnego złodzieja wyrośnie przed lodówką. No wiecie, mógłby chcieć mi ukraść słoik ogórków… albo czekoladę.
Nagle usłyszałam jak złodziej kieruje się w moją stronę i wyskoczyłam zza lodówki z pistoletem w ręku i wystrzeliłam cieczą prosto w jego krocz.
- Jezus Maria! – Krzyknął i potknął się o róg mojego różowego dywaniku, który dostałam na urodziny od Taylor. Mężczyzna, bo teraz zauważyłam jego krótko ścięte jasnobrązowe włosy leżał na dywaniku i wpatrywał się w mokrą plamę na swoim kroczu.
- Do mojego mieszkania się nie wchodzi! – Krzyknęłam i psiknęłam mu wodą w twarz. – I jestem Carrie, a nie Jezus Maria!
- To jest moje mieszkanie. – Powiedział speszony facet i rozejrzał się dookoła. Uśmiechnęłam się kpiąco i mruknęłam przekleństwo pod nosem, wywołując cichy chichot złodzieja z wielką, ciemną plamą na kroczu. Nie mam bladego pojęcia co go bawiło. Fakt, że wygląda jakby się zsikał, co nawet w moich myślach brzmi nieapetycznie, czy fakt, że myśli, iż znajduje się w swoim mieszkaniu. Wróć, to chyba śmieszy mnie, nie jego.
- Dobrze, że mi powiedziałeś, że przez 5 lat mieszkam w twoim mieszkaniu. A tak na marginesie to powiedz swojemu kumplowi, żeby patrzył na numerki na drzwiach, ciebie też się to tyczy, a teraz do widzenia. – Wskazałam mu dłonią drzwi i patrzyłam jak szatyn zbiera się z podłogi, zabierając swoje rzeczy, które wypadły mu z kurtki. Byłam prawie pewna, że specjalnie zostawił ten cholerny portfel na tej cholernej ziemi i wybiegł z mieszkania jak poparzony. Westchnęłam głośno i podniosłam go z ziemi, kierując się w stronę drzwi. Gdybym była niewychowana pewnie zajrzałabym do środka i zobaczyła z kim mam do czynienia, ale nie miałam ochoty patrzeć nawet na zdjęciu, na jego twarz, wystarczająco dużo ich widziałam dzisiaj. Limit został wyczerpany. Kiedy wyszłam na korytarz, zobaczyłam, że zamykają się drzwi od mieszkania numer dziesięć. Jak można pomylić numer pięć z dziesiątką?!
Ruszyłam w stronę mieszkania dwóch idiotów, którzy mylą jednocyfrowe numery mieszkań z dwucyfrowymi i zapukałam w niebieskie drzwi. Otworzył mi blondyn, który godzinę wcześniej wszedł bez pukania do mojego mieszkania i od razu stamtąd wyszedł.
- Witam, Pana Przystojnego, który nie wie, gdzie mieszka, czy mógłbyś przekazać to swojemu mało inteligentnemu koledze? – Podałam mu skórzany portfel i odeszłam spod drzwi, przeklinając głupotę ludzką pod nosem.
- Dziękuję, Carrie Kydd. – Stanęłam w pół kroku i obejrzałam się za siebie, nikt tak do mnie nie mówił od śmierci ojca. W wieku trzynastu lat wzięłam nazwisko po mamie. Teraz nazywałam się Daily. NIKT w tym budynku nie wiedział, jak brzmiało moje poprzednie nazwisko. Nawet Taylor… Wpatrywałam się w mężczyznę o krótkich, brązowych włosach przez chwilę i odeszłam stamtąd napięcie.
- Carrie Kydd. Skąd wiedział?

______________________________________
Jest i prolog, moi drodzy! Mam nadzieję, że zostaniecie do końca przygody Carrie "Kydd" Daily ((:
Jeżeli ktoś chce być informowany o nowych rozdział niech zostawi w komentarzu swojego twittera! ((: 

Bohaterowie


Carrie "Kydd" Daily 
(22l.)


Taylor Alcide 
(22l.)


Severin Fisher 
(26l.)


Niall Horan
(25l.)


Liam Payne
(25l.)


Justin Bieber
(25l.)


Finn Daylight
(26l.)