sobota, 13 kwietnia 2013

Dwa.


- W co ja mam się ubrać? – Taylor chodziła w tę i z powrotem przed swoją szafą, która była pełna kolorowych, lśniących i zapewne drogich sukienek, które z całą pewnością nie były w moim rozmiarze. Fakt faktem, byłam szczupła, ale byłam też niższa od Taylor, co oznaczało, że jej sukienki, które ma do połowy uda, będą minimalnie przed kolano u mnie. Nie pocieszało mnie to, bo oznaczało to tylko i wyłącznie, że muszę iść na zakupy albo będę skazana na ubranie mojej sukienki ze studniówki, w którą wątpię, że się zmieszczę.
- Mamy gorszy problem, Tay. JA nie mam w co się ubrać. – Taylor spojrzała się na mnie zdumiona i chwyciła się w pasie. Spojrzała na swoją szafę i wyciągnęła z niej skórzaną spódnicę i gorset z ćwiekami na biuście. Nie przemawiało to do mnie, ale kazała mi to ubrać. Nie miałam wyboru, kiedy Tay każe ci coś zrobić, po prostu musisz. Niezależnie od twojej woli, bo kiedy przyjaźnisz się z Tay, takowej nie masz. Wyszłam ubrana w nieco przyciasny gorset i spojrzałam się z wymalowanym obrzydzeniem na Taylor, która wręcz była zachwycona moim wyglądem.
- Idealnie. – Krzyknęła zachwycona i kazała obrócić mi się wokół własnej osi. Spojrzałam na nią niezbyt przekonana i wolno, małymi kroczkami zrobiłam kółeczko, z powrotem niezbyt pewnie wpatrując się w Tay.
- Idealnie. – Szepnęła i mocno mnie do siebie przytuliła.
- Żartujesz sobie, prawda? Nigdzie tak ubrana nie wyjdę. Wyglądam jak prostytutka. – Spojrzałam na Taylor i kiedy ujrzałam jej błagalny wzrok syknęłam:
- Nie ma mowy, Tay. Zero szans.
- W takim razie, zdążysz w pół godziny kupić nową sukienkę? – Skrzyżowała dłonie na piersi i uśmiechnęła się pewnie. Nienawidziłam tego, że ma rację. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze i kiedy przymknęłam jedno oko, mogłam stwierdzić, ze wyglądałam nawet ładnie, ale nie na tyle, żeby móc zawrócić komuś w głowie. Na tyle, żeby nikt nie zwymiotował na mój widok.
Uśmiechnęłam się delikatnie i zarzuciłam na ramiona moją skórzaną kurtkę. Spojrzałam na blondynkę, która była ubrana w niebieską sukienkę w malutkie kwiaty i buty na wysokim koturnie. Wyglądała nieziemsko, nawet w tak delikatnej wersji. Nagle ujrzała nieco pulchną twarz Taylor przed sobą. Nie podobało mi się to, co widziałam. Dziewczyna trzymała w ręce pędzelek, a to oznaczało, że chce mnie umalować. Nie miałam na sobie makijażu od zakończenia szkoły.
- Tay, tylko proszę, nie za mocno, nie chcę wyglądać, jak niewyspany wampir, okej? – Blondynka pokiwała głową, przez co jej idealna wcześniej fryzura trochę się rozczochrała, ale dla Taylor najważniejsze teraz było jak wyglądam ja, co było niecodzienną sytuacją. Muszę sobie to gdzieś zapisać.

~*~
- Co zrobiłeś?! – Wydarł się tak głośno, że słyszało go całe osiedle, o ile nie całe Los Angeles. Uśmiechnąłem się szeroko do Liama i włożyłem ręce do kieszeni czarnych spodni dżinsowych. Myślałem, że pójdzie ze mną, ale najwyraźniej trochę się pomyliłem, bo Liam nie był nawet w jednej czwartej zadowolony z mojego pomysłu. Jak zawsze, jego plany były idealne, a kiedy ja chciałem choć odrobinę poznać naszą ‘ofiarę’ byłem zbyt emocjonalny jego zdaniem. Co emocjonalnego w tym, że chcę trochę zaszaleć, a mówiąc trochę mam na myśli fakt, że Taylor będzie krzyczała moje imię tak głośno, że z całą pewnością obudzi cały budynek.
- Jesteś największym idiotą świata Niall. Debil, no normalnie debil. – Chodził w tę i z powrotem jak koleś, którego kiedyś spotkałem w psychiatryku, kiedy zamknięto tam moją matkę. Spacerował po całym pokoju, a później krzyczał na ludzi, że już nie potrafi tego znieść i, że bolą go nogi. Ogólnie to był z niego całkiem równy gość, no wiecie, kiedy nie chodził.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar się dzisiaj zabawić. Która godzina? – Spytałem i spojrzałem na Liama, który tylko spojrzał się na mnie krzywo i odparł:
- Za pięć siódma. – Uśmiechnąłem się szeroko i poprawiłem skórzaną kurtkę, mówiąc:
- Idę na podbój, panienko. – Liam zaśmiał się cicho i usłyszałem jak rzuca się na kanapę, włączając jakiś mecz. Westchnąłem głośno i poszedłem piętro wyżej, aby natknąć się na dwie wysokie blondynki, które właśnie wychodziły z mieszkania Tay.
- O kurde. – Szepnąłem pod nosem, kiedy zza drzwi wyjrzała Carrie. Delikatnie rzecz ujmując wyglądała jak nie ona. Zazwyczaj nieumalowana, ubrana w dresy i bluzę, a dzisiaj? Dzisiaj było widać, że idzie na podbój tego baru.  Gdybym nie wiedział, po co przyjechaliśmy do LA, to ona dzisiaj krzyczałaby moje imię, a nie Taylor. Jej przyjaciółka – Tay, wyglądała jakby szła do kościoła w porównaniu do Carrie.
- Witam, piękności.
- Nie patrz się tak na mnie. – Syknęła ostro w moją stronę Carrie i zasłoniła się kurtką. Zaśmiałem się cicho wraz z Taylor i cicho spytałem:
- Jak? – Carrie oburzona rozejrzała się po klatce schodowej i przybliżyła swoją twarz do mojej, mówiąc:
- Jakbym była naga. – Wybuchłem śmiechem i chwyciłem pod ręce obie kobiety, z którymi miałem zamiar dzisiaj poszaleć. Pierwsza noc w LA, pierwszy dzień mojego nowego życia.

~*~
To, że ocierali się o siebie jak para napalonych nastolatków, to było mało powiedziane. Rzucali się po parkiecie jak para bizonów podczas okresu godowego.
Zaśmiałam się cicho, widząc jak bardzo zapatrzona w niego jest Taylor, podczas gdy Niall po prostu rozglądał się za bardziej rozebraną dziewczyną na tej dyskotece. Kiwnęłam na barmana i zamówiłam sobie jeszcze jednego drinka, kiedy poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Odwróciłam się w stronę mosiężnego faceta, który mi się przyglądał jak towarowi na wyprzedaży i spojrzałam na niego krzywo, dając mu tym samym do zrozumienia, że albo weźmie łapsko albo złamie mu palca.
Facet zdjął dłoń z mojego ramienia i oddalił się ode mnie jak od wściekłego rottweilera.
- Takim sposobem nie znajdziesz tu faceta. – Spojrzałam się krzywo na kelnera, który niepotrzebnie wtrąca się w nieswoje sprawy i wychyliłam szklankę z drinkiem, wypijając całą zawartość jednym duszkiem.
- Powodzenia w dalszym rozdawaniu drinków, panie wtrącający się w cudze życie miłosne. – Szatyn zaśmiał się cicho i zasalutował mi na pożegnanie. Spojrzałam na Nialla i Taylor, którzy nadal zachowywali się jak zwierzęta i usiadłam przy wolnym stoliku, który znajdował się daleko od baru i przyglądałam się wszystkim ludziom, próbując zgadywać, czym się zajmują.
Większość z nich wyglądała mi na kogoś mało ważnego, może sprzedawcy w sklepie obuwniczym albo studenci filologii? Dałabym sobie rękę obciąć, że lekarza ani polityka w tym klubie nie znajdę.  
Westchnęłam głośno, rozglądając się po pełnym parkiecie i ujrzałam jak kelner, kieruje się w moją stronę. Biedny chłopak, myśli, że ma jakieś szanse.
- Nie zamawiałam nic. – Syknęłam w jego stronę, kiedy postawił przede mną kolorowego drinka. Mężczyzna uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko mnie przy stole. Jeśli mu się tak dłużej przyjrzeć to był nawet przystojny. Zielone oczy, ciemnobrązowe, półkrótkie włosy, biała koszula, która dodawała mu uroku i czarna muszka, która tylko po prostu śmiesznie wyglądała. Nie wiem czemu, ale czarne muszki od zawsze kojarzyły mi się z Myszką Miki.
- Jestem Severin. – Wyciągnął w moją stronę dłoń, którą lekko chwyciłam, mówiąc:
- Jestem z pewnością nie w twoim typie.  – Cóż za mistrz flirtu z ciebie, Carrie. – Carrie Kydd. – Nie wiem, czemu podałam moje dawne nazwisko, może lepiej, żeby znał te, aniżeli te teraźniejsze, jakby okazał się psychopatą, który morduje ludzi zaraz po ich spotkaniu.
- No, więc teraz czuję się urażony. – Spojrzałam się na niego pytająco, kiedy westchnął – Fisher. Severin Fisher?
Przyznam szczerze, że nic a nic mi to nie mówi. A samo imię mnie przeraża, no bo w życiu znałam tylko jednego Severina i wrzucił mnie w mrowisko. Wzdrygnęłam się na to wspomnienie i spojrzałam na chłopaka, który uważnie mi się przyglądał.
- Mrowisko? Nic ci to nie mówi? – Cholera, cholera, cholera. Mam przesrane. Unikałam go od piątej klasy, kiedy wyznał mi miłość. Co z tego, ze mieliśmy po jedenaście lat, liczy się sam fakt.
Moje oczy prawdopodobnie wyglądały jak dwa rozżarzone kawałki węgla, bo Severin spojrzał się na mnie przerażony i zaśmiał się po chwili.
- W ogóle się nie zmieniłaś. – Zawstydziłam się lekko i mój obłąkany wzrok zniknął. Nie sądziłam, ze chłopak, który oznajmił mi swoją miłość, wrzucając mnie do mrowiska wyrośnie na takiego… no właśnie. Nadal przed oczami mam te czerwone mrówki, które wchodziły tam, gdzie nie powinny nigdy się znaleźć. Mam nawet jeszcze bliznę po tym jak gałązka zahaczyła o moje biodro i zrobiła wielką szramę.  
- To się nie dzieje naprawdę. – Przewróciłam oczami, kiedy usłyszałam donośny śmiech Severina. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę i przechyliłam szklankę z drinkiem. Czułam jak alkohol zaczyna działać, a Severin stał się przystojniejszy niż normalnie jest.
- Chcę stąd wyjść. – Szepnęłam cicho i spojrzałam na Severina, który podszedł do baru i powiedział coś swojemu koledze. O dziwo, wrócił z moją kurtką i z wielkim uśmiechem na twarzy. Czy tylko mi w tym śmierdzącym towarzystwie nie było do śmiechu? Czułam się, jakbym zaraz miała zwymiotować wątrobę razem z żołądkiem.
- Gdzie mieszkasz? – Spytał Severin i spojrzał się na mnie wyczekująco. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Jak mu teraz podam mój adres, będzie mógł mnie nawiedzać, kiedy chcę, a kiedy powiem mu, ze wrócę sama wyśmieje mnie i tak pójdzie za mną. Nie miałam wyboru – to był fakt.
- Dwie ulice dalej w tamtą stronę. – Pokazałam mu palcem zachód i chwyciłam go za ramię, kiedy mi je nastawił. Wiedziałam, że sama nie dojdę do swojego mieszkania, więc wolałam skorzystać z jego pomocy, zanim będzie za późno i podrę swoje rajstopy.
Za każdym razem, gdy praktycznie już leżałam na ziemi, Severin podnosił mnie, przy okazji śmiejąc się. Rozglądałam się po mieście, wiedząc, że tak czy siak pewnie nie będę nic jutro pamiętała. Ostatni drink, który Severin mi przyniósł to był punkt kulminacyjny, kończący moją przygodę z tamtym klubem.
- Kiedyś byłaś rozsądniejsza.
- Kiedyś chciałam iść do college'u  – Severin uśmiechnął się delikatnie i wyraźnie było widać, że chce coś powiedzieć, więc albo go onieśmielałam, albo był zbyt absorbowany faktem, że prawdopodobnie się zgubiliśmy, bo ja tak dokładnie nie pamiętam gdzie mieszkam.
- To tamten dom. – Powiedziałam i przejechałam dłonią po jego ramieniu. – Piątka. – Powiedziałam i spojrzałam na wpół przytomnie na szatyna.  Pokiwał głową i chwycił mnie mocniej pod ramię, wiedząc, że prawdopodobnie za chwilę albo legnę jak martwa na ziemi, albo puszczę olbrzymiego pawia. Pewnie w głowie modlił się tylko, żebym nie ubrudziła jego białej koszuli.

~*~
- Myślisz, że mógłbym wejść do ciebie? – Powiedziałem praktycznie na wpół przytomnie do całkowicie trzeźwej Taylor, która odsunęła ode mnie głowę. Prawdopodobnie niezbyt ładnie pachniało mi z buzi. Przestała się dobrze bawić, kiedy Carrie wyszła z klubu w towarzystwie przystojnego szatyna. Tak jakby jej przyjaciółka była piętnastoletnim dzieckiem, które nie wie jak bezpiecznie uprawiać seks. Była co najmniej uchlana, ale (prawdopodobnie) wiedziała, co się wokół niej dzieje. Przecież by mnie z nim nie pomyliła, prawda? A więc z mojej dzisiejszej zabawy nici, bo mojej wybrance włączył się jakiś instynkt rodzicielski.
Wpatrywała się we mnie jeszcze przez dłuższą chwilę, a minutę później leżałem pod drzwiami swojego mieszkania i wołałem Liama o pomoc.
- Cześć, Bolek. – Zaśmiałem się głupio z mojego żartu, na co Liam westchnął głośno i za rękę wtargał mnie do mieszkania, w którym pachniało wanilią.
- Zaraz się zrzygam. – Przyjaciel uderzył mnie w twarz i powiedział:
- Nienawidzę jak przychodzisz uchlany do domu, kiedy kolejna nie chciała iść z tobą do łóżka. Pogódź się z tym, że Ariana nie żyje. – Jakbym nagle otrzeźwiał, spojrzałem na Liama przytomnie i wstałem z podłogi, choć kręciło mi się w głowie. Podszedłem do niego i syknąłem:
- Nie wypowiadaj jej imienia na głos, to przez ciebie zginęła.
- Nie moja wina, że jesteś takim debilem, żeby mówić swojej ukochanej, że idziesz załatwić członka gangu. Spodziewałeś się, że zostanie w domu i pozwoli ci zginąć? – Odparł lekko i popchnął mnie na drzwi łazienki, kierując się w stronę swojej sypialni. Po chwili usłyszałem trzask drzwi i znalazłem się w ciemności, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Tęskniłem za nią. Cholernie za nią tęskniłem. Ale fakt, że Ariana nie żyje, nie jest moją winą. To nie ja jej to wszystko powiedziałem. To on nie potrafi odbierać swojego telefonu i odbiera go moja dziewczyna. Dziewczyna, z którą teraz brałbym ślub. Wyznawałbym jej co wieczór miłość i całował po ramionach, tak jak lubiła. Kupowałbym jej kwiaty bez okazji i wychowywalibyśmy nasze wspólne dziecko… Ethana. Kiedy umarła musiałem go oddać. Nie mógłbym go sam wychować. Ja? Członek gangu i dziecko? To nawet głupio brzmi.
Wstałem z podłogi i skierowałem się w stronę swojego pokoju.
Włączyłem lampkę nocną i usiadłem na łóżku, sięgając po ramkę ze zdjęciem z szafki. Otarłem łzę z policzka i przejechałem kciukiem po zdjęciu, na którym znajdowała się Ariana z naszym małym synkiem. Synkiem, którego nigdy więcej nie zobaczę. 




Hej, Hej! Szalona Liv dodaje rozdział szybciej niż się wszyscy spodziewając.
Mam nadzieję, że wam się podoba!
Czekam na komentarze!
Jeżeli chcecie być informowani napiszcie swoje twittery w komentarzach!
Jeżeli macie zbyt dużego lenia i nie chce wam się komentować możecie wyrazić swoję opinię przy pomocy "klawiszy opinii" jak ja to nazywam i po prostu wcisnąć odpowiednią kratkę przy wyrazie! ((:
Pozdrawiam, xoxox

1 komentarz:

  1. Ariana kojarzy mi się z tą z nicka :D Ale teraz może się to zmieni. c: Severin jest dziwny, jak wszyscy haha ale to mrowisko było dobre :D Niall, nie udało mu się niestety wykorzystać Tay.. I DOBRZE. BUAHAHAHAHA! :D ]
    Liam mnie nadal przeraża, omg :o

    OdpowiedzUsuń