- W co ja mam się ubrać? – Taylor chodziła w tę i z powrotem przed swoją
szafą, która była pełna kolorowych, lśniących i zapewne drogich sukienek, które
z całą pewnością nie były w moim rozmiarze. Fakt faktem, byłam szczupła, ale
byłam też niższa od Taylor, co oznaczało, że jej sukienki, które ma do połowy
uda, będą minimalnie przed kolano u mnie. Nie pocieszało mnie to, bo oznaczało
to tylko i wyłącznie, że muszę iść na zakupy albo będę skazana na ubranie mojej
sukienki ze studniówki, w którą wątpię, że się zmieszczę.
- Mamy gorszy problem, Tay. JA nie mam w co się ubrać. – Taylor
spojrzała się na mnie zdumiona i chwyciła się w pasie. Spojrzała na swoją szafę
i wyciągnęła z niej skórzaną spódnicę i gorset z ćwiekami na biuście. Nie
przemawiało to do mnie, ale kazała mi to ubrać. Nie miałam wyboru, kiedy Tay
każe ci coś zrobić, po prostu musisz. Niezależnie od twojej woli, bo kiedy
przyjaźnisz się z Tay, takowej nie masz. Wyszłam ubrana w nieco przyciasny
gorset i spojrzałam się z wymalowanym obrzydzeniem na Taylor, która wręcz była
zachwycona moim wyglądem.
- Idealnie. – Krzyknęła zachwycona i kazała obrócić mi się wokół własnej
osi. Spojrzałam na nią niezbyt przekonana i wolno, małymi kroczkami zrobiłam
kółeczko, z powrotem niezbyt pewnie wpatrując się w Tay.
- Idealnie. – Szepnęła i mocno mnie do siebie przytuliła.
- Żartujesz sobie, prawda? Nigdzie tak ubrana nie wyjdę. Wyglądam jak
prostytutka. – Spojrzałam na Taylor i kiedy ujrzałam jej błagalny wzrok
syknęłam:
- Nie ma mowy, Tay. Zero szans.
- W takim razie, zdążysz w pół godziny kupić nową sukienkę? –
Skrzyżowała dłonie na piersi i uśmiechnęła się pewnie. Nienawidziłam tego, że
ma rację. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze i kiedy przymknęłam jedno
oko, mogłam stwierdzić, ze wyglądałam nawet ładnie, ale nie na tyle, żeby móc
zawrócić komuś w głowie. Na tyle, żeby nikt nie zwymiotował na mój widok.
Uśmiechnęłam się delikatnie i zarzuciłam na ramiona moją skórzaną
kurtkę. Spojrzałam na blondynkę, która była ubrana w niebieską sukienkę w
malutkie kwiaty i buty na wysokim koturnie. Wyglądała nieziemsko, nawet w tak
delikatnej wersji. Nagle ujrzała nieco pulchną twarz Taylor przed sobą. Nie
podobało mi się to, co widziałam. Dziewczyna trzymała w ręce pędzelek, a to
oznaczało, że chce mnie umalować. Nie miałam na sobie makijażu od zakończenia
szkoły.
- Tay, tylko proszę, nie za mocno, nie chcę wyglądać, jak niewyspany
wampir, okej? – Blondynka pokiwała głową, przez co jej idealna wcześniej
fryzura trochę się rozczochrała, ale dla Taylor najważniejsze teraz było jak
wyglądam ja, co było niecodzienną sytuacją. Muszę sobie to gdzieś zapisać.
~*~
- Co zrobiłeś?! – Wydarł się tak głośno, że słyszało go całe osiedle, o
ile nie całe Los Angeles. Uśmiechnąłem się szeroko do Liama i włożyłem ręce do
kieszeni czarnych spodni dżinsowych. Myślałem, że pójdzie ze mną, ale
najwyraźniej trochę się pomyliłem, bo Liam nie był nawet w jednej czwartej
zadowolony z mojego pomysłu. Jak zawsze, jego plany były idealne, a kiedy ja
chciałem choć odrobinę poznać naszą ‘ofiarę’ byłem zbyt emocjonalny jego
zdaniem. Co emocjonalnego w tym, że chcę trochę zaszaleć, a mówiąc trochę mam
na myśli fakt, że Taylor będzie krzyczała moje imię tak głośno, że z całą
pewnością obudzi cały budynek.
- Jesteś największym idiotą świata Niall. Debil, no normalnie debil. –
Chodził w tę i z powrotem jak koleś, którego kiedyś spotkałem w psychiatryku,
kiedy zamknięto tam moją matkę. Spacerował po całym pokoju, a później krzyczał
na ludzi, że już nie potrafi tego znieść i, że bolą go nogi. Ogólnie to był z
niego całkiem równy gość, no wiecie, kiedy nie chodził.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar się dzisiaj zabawić. Która godzina?
– Spytałem i spojrzałem na Liama, który tylko spojrzał się na mnie krzywo i
odparł:
- Za pięć siódma. – Uśmiechnąłem się szeroko i poprawiłem skórzaną
kurtkę, mówiąc:
- Idę na podbój, panienko. – Liam zaśmiał się cicho i usłyszałem jak
rzuca się na kanapę, włączając jakiś mecz. Westchnąłem głośno i poszedłem
piętro wyżej, aby natknąć się na dwie wysokie blondynki, które właśnie
wychodziły z mieszkania Tay.
- O kurde. – Szepnąłem pod nosem, kiedy zza drzwi wyjrzała Carrie.
Delikatnie rzecz ujmując wyglądała jak nie ona. Zazwyczaj nieumalowana, ubrana
w dresy i bluzę, a dzisiaj? Dzisiaj było widać, że idzie na podbój tego baru. Gdybym nie wiedział, po co przyjechaliśmy do
LA, to ona dzisiaj krzyczałaby moje imię, a nie Taylor. Jej przyjaciółka – Tay,
wyglądała jakby szła do kościoła w porównaniu do Carrie.
- Witam, piękności.
- Nie patrz się tak na mnie. – Syknęła ostro w moją stronę Carrie i
zasłoniła się kurtką. Zaśmiałem się cicho wraz z Taylor i cicho spytałem:
- Jak? – Carrie oburzona rozejrzała się po klatce schodowej i
przybliżyła swoją twarz do mojej, mówiąc:
- Jakbym była naga. – Wybuchłem śmiechem i chwyciłem pod ręce obie
kobiety, z którymi miałem zamiar dzisiaj poszaleć. Pierwsza noc w LA, pierwszy
dzień mojego nowego życia.
~*~
To, że ocierali się o siebie jak para napalonych nastolatków, to było
mało powiedziane. Rzucali się po parkiecie jak para bizonów podczas okresu
godowego.
Zaśmiałam się cicho, widząc jak bardzo zapatrzona w niego jest Taylor,
podczas gdy Niall po prostu rozglądał się za bardziej rozebraną dziewczyną na
tej dyskotece. Kiwnęłam na barmana i zamówiłam sobie jeszcze jednego drinka,
kiedy poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Odwróciłam się w stronę
mosiężnego faceta, który mi się przyglądał jak towarowi na wyprzedaży i
spojrzałam na niego krzywo, dając mu tym samym do zrozumienia, że albo weźmie
łapsko albo złamie mu palca.
Facet zdjął dłoń z mojego ramienia i oddalił się ode mnie jak od
wściekłego rottweilera.
- Takim sposobem nie znajdziesz tu faceta. – Spojrzałam się krzywo na
kelnera, który niepotrzebnie wtrąca się w nieswoje sprawy i wychyliłam szklankę
z drinkiem, wypijając całą zawartość jednym duszkiem.
- Powodzenia w dalszym rozdawaniu drinków, panie wtrącający się w cudze
życie miłosne. – Szatyn zaśmiał się cicho i zasalutował mi na pożegnanie.
Spojrzałam na Nialla i Taylor, którzy nadal zachowywali się jak zwierzęta i
usiadłam przy wolnym stoliku, który znajdował się daleko od baru i przyglądałam
się wszystkim ludziom, próbując zgadywać, czym się zajmują.
Większość z nich wyglądała mi na kogoś mało ważnego, może sprzedawcy w
sklepie obuwniczym albo studenci filologii? Dałabym sobie rękę obciąć, że
lekarza ani polityka w tym klubie nie znajdę.
Westchnęłam głośno, rozglądając się po pełnym parkiecie i ujrzałam jak
kelner, kieruje się w moją stronę. Biedny chłopak, myśli, że ma jakieś szanse.
- Nie zamawiałam nic. – Syknęłam w jego stronę, kiedy postawił przede
mną kolorowego drinka. Mężczyzna uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko mnie przy
stole. Jeśli mu się tak dłużej przyjrzeć to był nawet przystojny. Zielone oczy,
ciemnobrązowe, półkrótkie włosy, biała koszula, która dodawała mu uroku i
czarna muszka, która tylko po prostu śmiesznie wyglądała. Nie wiem czemu, ale
czarne muszki od zawsze kojarzyły mi się z Myszką Miki.
- Jestem Severin. – Wyciągnął w moją stronę dłoń, którą lekko chwyciłam,
mówiąc:
- Jestem z pewnością nie w twoim typie.
– Cóż za mistrz flirtu z ciebie, Carrie. – Carrie Kydd. – Nie wiem,
czemu podałam moje dawne nazwisko, może lepiej, żeby znał te, aniżeli te
teraźniejsze, jakby okazał się psychopatą, który morduje ludzi zaraz po ich
spotkaniu.
- No, więc teraz czuję się urażony. – Spojrzałam się na niego pytająco,
kiedy westchnął – Fisher. Severin Fisher?
Przyznam szczerze, że nic a nic mi to nie mówi. A samo imię mnie
przeraża, no bo w życiu znałam tylko jednego Severina i wrzucił mnie w
mrowisko. Wzdrygnęłam się na to wspomnienie i spojrzałam na chłopaka, który
uważnie mi się przyglądał.
- Mrowisko? Nic ci to nie mówi? – Cholera, cholera, cholera. Mam
przesrane. Unikałam go od piątej klasy, kiedy wyznał mi miłość. Co z tego, ze
mieliśmy po jedenaście lat, liczy się sam fakt.
Moje oczy prawdopodobnie wyglądały jak dwa rozżarzone kawałki węgla, bo
Severin spojrzał się na mnie przerażony i zaśmiał się po chwili.
- W ogóle się nie zmieniłaś. – Zawstydziłam się lekko i mój obłąkany
wzrok zniknął. Nie sądziłam, ze chłopak, który oznajmił mi swoją miłość,
wrzucając mnie do mrowiska wyrośnie na takiego… no właśnie. Nadal przed oczami
mam te czerwone mrówki, które wchodziły tam, gdzie nie powinny nigdy się
znaleźć. Mam nawet jeszcze bliznę po tym jak gałązka zahaczyła o moje biodro i
zrobiła wielką szramę.
- To się nie dzieje naprawdę. – Przewróciłam oczami, kiedy usłyszałam
donośny śmiech Severina. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę i przechyliłam
szklankę z drinkiem. Czułam jak alkohol zaczyna działać, a Severin stał się
przystojniejszy niż normalnie jest.
- Chcę stąd wyjść. – Szepnęłam cicho i spojrzałam na Severina, który
podszedł do baru i powiedział coś swojemu koledze. O dziwo, wrócił z moją
kurtką i z wielkim uśmiechem na twarzy. Czy tylko mi w tym śmierdzącym
towarzystwie nie było do śmiechu? Czułam się, jakbym zaraz miała zwymiotować
wątrobę razem z żołądkiem.
- Gdzie mieszkasz? – Spytał Severin i spojrzał się na mnie wyczekująco.
Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Jak mu teraz podam mój adres, będzie mógł
mnie nawiedzać, kiedy chcę, a kiedy powiem mu, ze wrócę sama wyśmieje mnie i
tak pójdzie za mną. Nie miałam wyboru – to był fakt.
- Dwie ulice dalej w tamtą stronę. – Pokazałam mu palcem zachód i
chwyciłam go za ramię, kiedy mi je nastawił. Wiedziałam, że sama nie dojdę do
swojego mieszkania, więc wolałam skorzystać z jego pomocy, zanim będzie za
późno i podrę swoje rajstopy.
Za każdym razem, gdy praktycznie już leżałam na ziemi, Severin podnosił
mnie, przy okazji śmiejąc się. Rozglądałam się po mieście, wiedząc, że tak czy
siak pewnie nie będę nic jutro pamiętała. Ostatni drink, który Severin mi
przyniósł to był punkt kulminacyjny, kończący moją przygodę z tamtym klubem.
- Kiedyś byłaś rozsądniejsza.
- Kiedyś chciałam iść do college'u – Severin uśmiechnął się delikatnie i
wyraźnie było widać, że chce coś powiedzieć, więc albo go onieśmielałam, albo
był zbyt absorbowany faktem, że prawdopodobnie się zgubiliśmy, bo ja tak
dokładnie nie pamiętam gdzie mieszkam.
- To tamten dom. – Powiedziałam i przejechałam dłonią po jego ramieniu. –
Piątka. – Powiedziałam i spojrzałam na wpół przytomnie na szatyna. Pokiwał głową i chwycił mnie mocniej pod
ramię, wiedząc, że prawdopodobnie za chwilę albo legnę jak martwa na ziemi,
albo puszczę olbrzymiego pawia. Pewnie w głowie modlił się tylko, żebym nie
ubrudziła jego białej koszuli.
~*~
- Myślisz, że mógłbym wejść do ciebie? – Powiedziałem praktycznie na
wpół przytomnie do całkowicie trzeźwej Taylor, która odsunęła ode mnie głowę.
Prawdopodobnie niezbyt ładnie pachniało mi z buzi. Przestała się dobrze bawić,
kiedy Carrie wyszła z klubu w towarzystwie przystojnego szatyna. Tak jakby jej
przyjaciółka była piętnastoletnim dzieckiem, które nie wie jak bezpiecznie
uprawiać seks. Była co najmniej uchlana, ale (prawdopodobnie) wiedziała, co się
wokół niej dzieje. Przecież by mnie z nim nie pomyliła, prawda? A więc z mojej
dzisiejszej zabawy nici, bo mojej wybrance włączył się jakiś instynkt
rodzicielski.
Wpatrywała się we mnie jeszcze przez dłuższą chwilę, a minutę później
leżałem pod drzwiami swojego mieszkania i wołałem Liama o pomoc.
- Cześć, Bolek. – Zaśmiałem się głupio z mojego żartu, na co Liam
westchnął głośno i za rękę wtargał mnie do mieszkania, w którym pachniało
wanilią.
- Zaraz się zrzygam. – Przyjaciel uderzył mnie w twarz i powiedział:
- Nienawidzę jak przychodzisz uchlany do domu, kiedy kolejna nie chciała
iść z tobą do łóżka. Pogódź się z tym, że Ariana nie żyje. – Jakbym nagle
otrzeźwiał, spojrzałem na Liama przytomnie i wstałem z podłogi, choć kręciło mi
się w głowie. Podszedłem do niego i syknąłem:
- Nie wypowiadaj jej imienia na głos, to przez ciebie zginęła.
- Nie moja wina, że jesteś takim debilem, żeby mówić swojej ukochanej,
że idziesz załatwić członka gangu. Spodziewałeś się, że zostanie w domu i
pozwoli ci zginąć? – Odparł lekko i popchnął mnie na drzwi łazienki, kierując
się w stronę swojej sypialni. Po chwili usłyszałem trzask drzwi i znalazłem się
w ciemności, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Tęskniłem za nią. Cholernie za nią tęskniłem. Ale fakt, że Ariana nie
żyje, nie jest moją winą. To nie ja jej to wszystko powiedziałem. To on nie
potrafi odbierać swojego telefonu i odbiera go moja dziewczyna. Dziewczyna, z
którą teraz brałbym ślub. Wyznawałbym jej co wieczór miłość i całował po
ramionach, tak jak lubiła. Kupowałbym jej kwiaty bez okazji i wychowywalibyśmy
nasze wspólne dziecko… Ethana. Kiedy umarła musiałem go oddać. Nie mógłbym go
sam wychować. Ja? Członek gangu i dziecko? To nawet głupio brzmi.
Wstałem z podłogi i skierowałem się w stronę swojego pokoju.
Włączyłem lampkę nocną i usiadłem na łóżku, sięgając po ramkę ze
zdjęciem z szafki. Otarłem łzę z policzka i przejechałem kciukiem po zdjęciu,
na którym znajdowała się Ariana z naszym małym synkiem. Synkiem, którego nigdy
więcej nie zobaczę.
Hej, Hej! Szalona Liv dodaje rozdział szybciej niż się wszyscy spodziewając.
Mam nadzieję, że wam się podoba!
Czekam na komentarze!
Jeżeli chcecie być informowani napiszcie swoje twittery w komentarzach!
Jeżeli macie zbyt dużego lenia i nie chce wam się komentować możecie wyrazić swoję opinię przy pomocy "klawiszy opinii" jak ja to nazywam i po prostu wcisnąć odpowiednią kratkę przy wyrazie! ((:
Pozdrawiam, xoxox
Ariana kojarzy mi się z tą z nicka :D Ale teraz może się to zmieni. c: Severin jest dziwny, jak wszyscy haha ale to mrowisko było dobre :D Niall, nie udało mu się niestety wykorzystać Tay.. I DOBRZE. BUAHAHAHAHA! :D ]
OdpowiedzUsuńLiam mnie nadal przeraża, omg :o