Oczy.
Usta.
Nos.
Policzki.
Wszystko składa się w jedną całość i pozostaje nią do końca. Oczy będą
dojrzalsze, usta będą wiedziały co mówić, nos będzie zgrabniejszy, policzki
będą szorstkie w dotyku, ale wciąż będą takie same. Tak jak charakter
człowieka, wszystko składa się w kolejną całość.
Miłość.
Złość.
Nienawiść.
Zazdrość.
Szczęście.
Uczucia, które tworzą całość człowieka. Są człowiekiem. Całe życie
odczuwasz silne emocje, choć momentami pragniesz je zignorować i żyć dalej, jak
marionetka. Marionetka, którą jesteś, bo zawsze jest ktoś nad tobą, nigdy nie
będziesz do końca szefem, a już na pewno nie swojego życia. Może ci się
wydawać, że rządzisz, że masz wszystko pod kontrolą, a prawda jest taka, że sam
nie znasz swojego życia w całości. Nikt go nie zna. Nie możesz zaplanować
każdej minuty swojego istnienia. Nikt nie ma tak nieograniczonej władzy oprócz
losu, który uwielbia z nas kpić, podkładać kłody pod nogi, niszczyć zabierając
nam kochane przez nas osoby. Tak jakby sprawiało mu to radość, że cierpimy.
Katolicy mówią Cierpimy, żeby
odkupić nasze winy. Jezus cierpiał za nas wszystkich. Skoro Jezus tak bardzo nas kocha, czemu my tez mamy
cierpieć? Czemu zabiera nam ludzi, którzy pomagali nam żyć? Gnębi, męczy i
powoduje łzy. Świat jest jak wielka maszyna, możesz go wyłączyć, ale nie wiesz,
gdzie trafisz później. Piekło? Hades? Czyściec?
Nie wiesz kogo spotkasz, nie wiesz z kim spędzisz kolejne lata, a jednak
niektórzy chcą skończyć? Wyłączają ten jeden guzik i pozostają ludźmi, o
których wkrótce świat zapomni. Kilka pokoleń i jego grób zarośnie w iglakach,
kilka pokoleń i nikt nigdy nie będzie pamiętał jego imienia, a jednak nadal
chcą to zrobić. Męczą swoje ciało, żeby dostać odkupienie od Jezusa, który tak bardzo ich kocha.
Czemu musimy cierpieć, żeby dostać się do rzekomego nieba? Czemu nie możemy być
całe życie szczęśliwi, skoro Bóg stworzył nam raj? Raj, w którym mieliśmy żyć
wiecznie… W dostatku i zdrowiu. Czemu Bóg nie powiedział Adamowi i Ewie o
szatanie? Czemu nie podarował im swojej wiedzy o dostatecznym dobru i złu.
Czemu nie ostrzegł przed tym, co się stanie po tym, jak posłuchają tego złego?
Moglibyśmy zadawać sobie takie pytania przez wieczność, a katolicy i tak
odpowiedzą jednym zdaniem. Bóg tak
chciał. Bóg nas kocha. To wszystko dla naszego dobra.
Dobra, nad którym nikt nie potrafi zapanować.
Zło, które przejmuje władze nad naszym życiem.
- Carrie? – Otworzyłam oczy i ujrzałam nos Taylor, który znajdował się
zdecydowanie za blisko mojego. Objęłam spojrzeniem całą jej twarz, która
wydawała się być nieco zdziwiona? Czy ja wiem… Może była trochę zaskoczona, ale
to bardziej smutek.
- Co się stało? – Spytałam zaspanym głosem i potoczyłam wzrokiem po moim
pokoju. Nie pamiętam nawet jak się tu znalazłam. Kojarzę tylko, że wyszłam spod
prysznica i ubrałam się w przygotowane wcześniej ciuchy, później widzę już
tylko ciemność. Niejasności w moim umyśle doprowadzały mnie do czasu. Nie
pamiętałam połowy mojego życia przez tabletki antydepresyjne, a teraz chyba
zaczynam mdleć.
- Niall chce się spotkać. – Westchnęłam głośno. Ta to ma problemy. Gdyby
za mną uganiał się przystojny facet… Nie, w sumie nie zrobiłabym nic.
- To chyba dobrze, prawda? – Odparłam niepewnie i zawinęłam się w kołdrę,
nie reagując na jej dźganie w żebra. Dobrze wiedziała, że tego nienawidzę, ale
tego ranka nie mogłam dać się wyprowadzić z równowagi. Nie tym razem, nie po
takim idealnym śnie. – Co dzisiaj za dzień tygodnia? – Szepnęłam niespokojnie,
rozglądając się po pokoju, w poszukiwaniu kalendarza. Pech chciał, że nie
oderwałam kartki z napisem marzec, a mieliśmy już kwiecień. CHOLERA.
- Środa. – Powiedziała niepewnie Taylor i rozejrzała się po pomieszczeniu,
nie wiedząc co robię.
- Cholera! – Krzyknęłam, zrzucając z siebie fioletową pościel. – Mam do
jutra czas, żeby oddać zdjęcia do gazety. Obrobione zdjęcia!! – Taylor
westchnęła głośno. Zmierzyłam ją wzrokiem i przejechałam palcem po kalendarzu,
zaraz po tym jak wyrwałam stara kartkę. Nienawidziłam papierowych kalendarzy.
Podbiegłam do szuflady biurka i wyjęłam z niej mój czerwony notesik, w
którym zapisywałam sobie wszystkie notatki i daty spotkań. Tak, zgadzało się.
Mam dwadzieścia pięć godzin, żeby oddać setkę obrobionych zdjęć do redakcji
gazety „Wallpaper”. Jeżeli tego nie zrobię, zwolnią mnie, co nie jest zbyt
zachęcające, gdy widzę kupę rachunków do zapłacenia.
- Jeżeli nie masz zamiaru mi pomagać to najlepiej wyjdź. – Powiedziałam
w stronę blondynki i skierowałam się w stronę łazienki, żeby umyć zęby i
załatwić swoje pierwotne potrzeby, które dopiero teraz zaczęły mi przeszkadzać.
W podskokach wybiegłam z łazienki, schludna i ubrana w mój ulubiony
niebiesko-różowy dres, który kupiłam rok temu do biegania, ale ani razu w nim
nie wyszłam i usiadłam na kanapie w salonie, puszczając wiadomości telewizyjne,
żeby jakoś zniwelować tą przykrą panującą w moim domu ciszę. Gdybym miała
dzieci. Oszalałaś – i znów ten
irytujący głosik, a miałam tyle godzin spokoju. Wiem, że oszalałam. To głupi
pomysł. Nie mogłabym spać do południa, musiałabym je szykować do szkoły albo co
gorsza zmieniać pieluchy i wycierać ich obsikane tyłki. Wzdrygnęłam się na samą
myśl, a co dopiero, gdyby przyszło mi to zrobić.
Rozłożyłam zdjęcia na stole i
przyjrzałam się pierwszej czterdziestce. Nic szczególnego. Wychudzone modelki,
które w rękach trzymały jakieś obrzydliwe torebki albo kosmetyki. Gdybym to ja
była fotografem wzięłabym piękne kobiety, nie ze względu na ich wagę.
Kobiety, które znajdowały się na zdjęciach miałam ochotę dokarmić. Z
chęcią zaprosiłabym je na obiad albo na kolację, byleby coś zjadły.
Odłożyłam trzy zdjęcia, na których w oczy rzuca się jaskrawa torebka, a
nie wychudzone ciało modelki i zapisałam sobie numery zdjęcia, aby móc je
znaleźć na komputerze.
- No i zaczynamy zabawę. – Powiedziałam sama do siebie, kiedy wyłożyłam
na stole kolejną czterdziestkę zdjęć. Zostało jeszcze sto pięćdziesiąt cztery
fotografie.
~*~
Odkąd wypomniałem Liamowi sprawę z Carrie siedział w pokoju i nie sądzę,
żebym go spotkał i tego dnia. Kiedy wyszedł z mojego pokoju chwycił z barku w
kuchni butelkę brandy i trzasnął za sobą drzwiami od swojej sypialni. Nie, żeby mi przeszkadzała ta cisza, była mi
na rękę. Choć była to jedna z tych pustek jak po kłótni małżeńskiej, cisza jest
ciszą niezależnie od powodu. A ja lubiłem ciszę w każdej postaci.
Kiedy wstałem z łóżka i skierowałem się w stronę kuchni wstawiłem wodę
na kawę. Usiadłem przy dużym stole jadalnym i schowałem twarz w dłoniach. Było
mi głupio, że zachowałem się jak typowy dupek w stosunku do Taylor. Była w
sumie rzeczy naprawdę miłą dziewczyną, a ja potraktowałem ją jak kawałek
mięcha, co nie było fair w stosunku do nikogo. Ariana pewnie by tego nie
pochwaliła. Ariana nie pochwaliłaby zapewne niczego w moim zachowaniu i
postępowaniu, a już na pewno nie wybaczyłaby mi tego, że oddałem Ethana do
adopcji. Teraz miałby trzy lata. Chodziłbym z nim do parku, żeby mógł pohuśtać
się na huśtawkach razem z innymi dziećmi. Taki samymi jak on: bezbronnymi,
nieświadomymi, szczęśliwymi. Tęskniłem za nim, ale nie mogłem pozwolić na to,
aby mój syn cierpiał tak bardzo jak jego matka. Została zamordowana…na moich
oczach.
22 czerwiec 2010
- Kochanie, gdzie idziesz? –
Usłyszałem ostry głos Ariany, która przekręciła się na łóżku i nie wyczuła
mojego ciała. Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. Nie mogłem jej powiedzieć,
że jadę załatwić naszego największego wroga. Nie puściłaby mnie.
- Do pracy. – Ariana pokiwała
głową na znak zrozumienia, choć pewnie tak czy siak wiedziała, po co jadę.
Znała się na tym, co robiłem. Sama należała kiedyś do gangu, ale uciekła. Była
narzeczoną szefa mafii w Hiszpanii. Uciekła stamtąd po tym, jak ten mężczyzna
zapowiedział, że jeżeli będzie rozmawiała z jakimkolwiek człowiekiem to ją
zamorduje. Gdyby ponownie pojawiła się w Hiszpanii pewnie jego szajka by się o
tym dowiedziała.
Od ponownego rozpoczęcia zadawania
pytań uwolnił mnie nasz synek, który zaczął głośno płakać. Ariana spojrzała się
na mnie podejrzliwie i wstała z łóżka kierując się w stronę pokoiku Ethana.
Wyszedłem z domu zanim Ariana
zdoła cokolwiek powiedzieć. Nie chciałem jej w to wplątywać, a już na pewno
nie, kiedy mieliśmy dziecko. Na moje nieszczęście tylko ja byłem na tyle
inteligentny żeby nie mówić nic mojej żonie.
Liam myślał, że nie wiem, gdzie
mamy się spotkać i dziesięć minut po tym jak wyszedłem z domu, on wpadł do
niego jak poparzony i chciał mnie z niego wyciągnąć. Wpadł niestety na moją
żonę, która zatrzymała go na krótkim przesłuchaniu. Powiedział jej na całe
szczęście tyle co ja, jednak był na tyle głupi, żeby zostawić telefon zaraz
przy Arianie. Kiedy zadzwoniłem do niego, żeby mu powiedzieć, że jestem już
przy kryjówce Jeremiego razem z resztą naszej grupy Ariana krzyknęła coś głośno
w moją stronę i wybiegła z mieszkania, roztrzaskując telefon na kafelkach.
Wiedziała, jak działają te wszystkie „planowane” morderstwa. Większość z grupy
miała odpaść. A Ariana nie chciała pogodzić się z tym, że ja też jestem na to
narażony. Nie była pewna, czy jest gotowa na jakąkolwiek akcję z moim udziałem.
Widziała morderstwa na własne oczy, sama kiedyś zamordowała i nigdy sobie tego
nie wybaczyła. Cisnęła nożem w klatkę piersiową swojego brata, kiedy ten
próbował dobrać się do ich siostry. Przebiła mu płuco, jej brat zmarł na
miejscu zdarzenia z wykrwawienia. Fakt, że zrobiła to w obronie swojej siostry
nie pozwalał jej złagodzić wyrzutów sumienia i bólu, który wywoływały
wspomnienia.
Kiedy znalazła się w samym środku
strzelaniny Jeremy po prostu chwycił ją i przyłożył jej nóż do gardła. Liam
przyjechał w samą porę, żeby wszystko zepsuć. Kiedy ja chciałem krzyknąć, żeby
zatrzymali ogień, on powiedział, ze jeżeli teraz się poddamy zginiemy wszyscy.
Kiedy zobaczyłem ten przerażony wzrok Ariany odwróciłem głowę. Odwróciłem się
jak zwykły tchórz i pozwoliłem im zamordować matkę mojego dziecka, kobietę
mojego życia. Dwie godziny później zastrzeliłem Jeremiego, który bez jakichkolwiek
wyrzutów sumienia patrzył się prosto w moje oczy, gdy do niego strzelałem.
Raziłem urazę do Liama prze miesiąc dopóki nie uświadomiłem sobie, że tak czy
siak zginęłaby w tej akcji. Był na siebie wściekły, ale bardziej na Arianę za
to, że tak głupio postąpiła i znalazła się w środku akcji.
Minęło siedem miesięcy i nic. Kompletnie nic nie
wydarzyło się w moim domu. Taylor umawia się z Niallem, który zachowuje się jak
prawdziwy gentelman. Ostatnio zrobił mi nawet zakupy, bo Tay mu kazała. Tego
drugiego nie widziałam, a jeżeli już to tylko, całe szczęście, przez okno. Severin
dał sobie spokój, a ja siedziałam całymi dniami i marudziłam na niezbyt piękną
pogodę. W sumie rzeczy to żadna pogoda mnie nigdy nie zadowalała. Zawsze było
za ciepło albo za zimno, nigdy w sam raz. Ale szczerze, to nawet nie zależało
mi, żeby to się zmieniło; i tak nie wychodziłam z domu.
Kręciłam się po pokoju, nie wiedząc co ze sobą zrobić, kiedy usłyszałam
głośny krzyk za oknem. Podeszłam do okna, akurat w momencie, gdy ręka kolegi
Nialla lądowała na policzku niskiej brunetki. Otworzyłam szybko okno, ale nie zdążyłam nic
krzyknąć w jego stronę, kiedy skierował się w stronę klatki, a niska dziewczyna
stała na środku chodnika i płakała. Nikt nie zatrzymał się, żeby spytać, co się
stało. Ludzie byli największymi egoistami, jakich kiedykolwiek poznałam. Potrafili tylko patrzeć, jak ludzie
cierpieli.
Wybiegłam z domu na klatkę schodową i wściekła czekałam,
aż łaskawca, zwany męskim bokserem, wróci do domu. Kiedy usłyszałam silne
kroki, zdenerwowana złożyłam dłonie w pięści, próbując opanować oddech. Nie
chciałam zrobić mu krzywdy, ale trudno było się od tego powstrzymać. W końcu
uderzył kobietę, a żaden mężczyzna nie powinien tego robić. To powinna być jego
życiowa porażka. Doprowadzenie do płaczu, uderzenie, pogwałcenie intymności
kobiety powinno być traktowane jako poważne przestępstwa.
- Jesteś z siebie dumny? – Syknęłam w jego stronę i stanęłam Tylem do jego drzwi, tarasując mu
wejście.
- Jak cholera. – Powiedział cicho i rozejrzał się
po klatce, w poszukiwaniu widowni. Spojrzał swoimi brązowymi tęczówkami na mnie
i prychnął cicho, kiedy zauważył, ze nie mam zamiaru się odsuwać. Nie
wiedziałam, co mam powiedzieć. Liam wydawał się taki niewzruszony nawet teraz,
kiedy stał w bezruchu i opierał się o ścianę, czekając, aż sobie odpuszczę. Szkoda,
że ja nie miałam zamiaru. Carrie Daily nie odpuszcza.
- Uderzyłeś kobietę, czujesz się lepszy? –
Spytałam cicho, nie będąc pewna, czy nie zdenerwuje Liama. W końcu nie znałam
go tak dobrze jak Nialla, nie wiedziała, czego mogę się po nim spodziewać.
Skoro uderzył tamtą kobietę, z lekkością mógł uderzyć mnie. Nie widziałam
problemu, a jednak kiedy zobaczyłam jak tamta dziewczyna zaczyna płakać, przed
oczami miałam obraz mojej mamy, kiedy tata po raz pierwszy ją uderzył. Moja
mama zawsze płakała cicho, nigdy nie krzyczała. Nie chciała mnie budzić, a
jednak zawsze po nocach śniło mi się to, co wtedy wdziałam. Dłoń ląduje na
policzku mojej mamy, a ona wychodzi z dumnie uniesioną głową do sypialni. Nigdy
nie płakała przy ojcu ani przy mnie. Zawsze w samotności. Babcia zawsze mi
powtarzała, ze kiedy płaczemy przy oprawcy ma większą satysfakcję z tego, co
nam zrobił. Może dlatego mama nigdy nie płakała przy ojcu?
- Nie twój biznes, odwal się, Kydd. – Syknął w moją stronę i popchnął mnie tak
mocno, że uderzyłam ramieniem o ścianę.
- Kutas! – Krzyknęłam i skierowałam się w stronę
swojego mieszkania. Nagle poczułam jak ktoś mnie dociska do ściany, a chwilę później
nie mogłam złapać oddechu.
- NIGDY tak do mnie nie mów, jasne, Kydd? –
Pokiwałam twierdząco głową i wtedy mnie puścił, mówiąc:
- Jesteś dokładnie taka sama jak twoja matka. –
Popchnął mnie na drzwi i odszedł, kierując się w stronę niebieskich drzwi do
swojego mieszkania.
Stałam na klatce jeszcze pięć minut, kiedy usłyszałam
kroki. Chciałam wbiec do swojego mieszkania, ale nie miałam siły, żeby się
ruszyć. Pierwszy raz ktoś mi groził. Pierwszy raz ktoś mnie uderzył. Pierwszy
raz ktoś wspomniał o mojej matce.
- Carrie? – Usłyszałam głos Nialla, który po
chwili znalazł się tuż przy mnie i mocno mnie do siebie przytulał. Jego
zdecydowanie bardziej lubiłam. Nie był dupkiem… Albo przynajmniej tego nie okazywał.
- Kto ci to zrobił? – Spytał, dotykając dłonią
mojego sinego ramienia. Pokiwałam przecząco głową, mając nadzieję, że zostawi
mnie w spokoju i odwróciłam się tyłem, wchodząc do mieszkania. Niall
najwyraźniej nie potrafił sobie odpuścić i wszedł za mną. Sama nie wiem
dlaczego, ale krzyknęłam:
- Nie twój biznes, Horan! Wyjdź. – Zachłysnęłam się
powietrzem i wybuchłam płaczem w momencie, gdy drzwi zamknęły się za Niallem. Nie
mam pojęcia dlaczego nie powiedziałam mu, kto mi to zrobił i dlaczego. Bałam
się?
Może
trochę…
_________________________________________
Długa przerwa, ale znowu jestem.
Pojawiam się i znikam.
Ale wracam z długimi rozdziałami.
Mam nadzieję, że wam się podoba i zostawicie pod rozdziałem dluuuugi komentarz.
Konstruktywną krytykę także przyjmuje haha
Nie wybrzydzam!
Do napisania!
s,djf,dnvkvndklbhnfkbjhn Liam ty totalna ciemnoto i sdmfnmdk idioto. No normalnie rozszarpałabym go na strzępy. Jak on mnie wkurza... :c Jak on mógł.
OdpowiedzUsuńHistoria Nialla i Ariany >>>>>
Biedna ona. :c Ale teraz Nialler spotyka się z Tay. HUHU :D
Carrie, ty moja mała biedulko. :C Trzeba było mu tak walnąć, że by się posikał. Nie byłoby mi go szkoda. :c
Cieszę się, że taki długi xchshxcbsdkjbhf <3
ale z Liama cienota ruska...jkfdhbdvb kretyn...Troszkę mnie wkurza ale...przeżyję..chyba.awwwwww I SHIPP TAYLLER! <3333333333
OdpowiedzUsuńWoow. Super blog! Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Liam ciemnota :P Hahaa , wciągło mnie ! :) + zapraszam do mnie http://dreams-force.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń