niedziela, 5 maja 2013

Cztery.


Oczy.
Usta.
Nos.
Policzki.
Wszystko składa się w jedną całość i pozostaje nią do końca. Oczy będą dojrzalsze, usta będą wiedziały co mówić, nos będzie zgrabniejszy, policzki będą szorstkie w dotyku, ale wciąż będą takie same. Tak jak charakter człowieka, wszystko składa się w kolejną całość.
Miłość.
Złość.
Nienawiść.
Zazdrość.
Szczęście.
Uczucia, które tworzą całość człowieka. Są człowiekiem. Całe życie odczuwasz silne emocje, choć momentami pragniesz je zignorować i żyć dalej, jak marionetka. Marionetka, którą jesteś, bo zawsze jest ktoś nad tobą, nigdy nie będziesz do końca szefem, a już na pewno nie swojego życia. Może ci się wydawać, że rządzisz, że masz wszystko pod kontrolą, a prawda jest taka, że sam nie znasz swojego życia w całości. Nikt go nie zna. Nie możesz zaplanować każdej minuty swojego istnienia. Nikt nie ma tak nieograniczonej władzy oprócz losu, który uwielbia z nas kpić, podkładać kłody pod nogi, niszczyć zabierając nam kochane przez nas osoby. Tak jakby sprawiało mu to radość, że cierpimy.
Katolicy mówią Cierpimy, żeby odkupić nasze winy. Jezus cierpiał za nas wszystkich. Skoro Jezus  tak bardzo nas kocha, czemu my tez mamy cierpieć? Czemu zabiera nam ludzi, którzy pomagali nam żyć? Gnębi, męczy i powoduje łzy. Świat jest jak wielka maszyna, możesz go wyłączyć, ale nie wiesz, gdzie trafisz później. Piekło? Hades? Czyściec?
Nie wiesz kogo spotkasz, nie wiesz z kim spędzisz kolejne lata, a jednak niektórzy chcą skończyć? Wyłączają ten jeden guzik i pozostają ludźmi, o których wkrótce świat zapomni. Kilka pokoleń i jego grób zarośnie w iglakach, kilka pokoleń i nikt nigdy nie będzie pamiętał jego imienia, a jednak nadal chcą to zrobić. Męczą swoje ciało, żeby dostać odkupienie od Jezusa, który tak bardzo ich kocha. Czemu musimy cierpieć, żeby dostać się do rzekomego nieba? Czemu nie możemy być całe życie szczęśliwi, skoro Bóg stworzył nam raj? Raj, w którym mieliśmy żyć wiecznie… W dostatku i zdrowiu. Czemu Bóg nie powiedział Adamowi i Ewie o szatanie? Czemu nie podarował im swojej wiedzy o dostatecznym dobru i złu. Czemu nie ostrzegł przed tym, co się stanie po tym, jak posłuchają tego złego?
Moglibyśmy zadawać sobie takie pytania przez wieczność, a katolicy i tak odpowiedzą jednym zdaniem. Bóg tak chciał. Bóg nas kocha. To wszystko dla naszego dobra.
Dobra, nad którym nikt nie potrafi zapanować.
Zło, które przejmuje władze nad naszym życiem.
- Carrie? – Otworzyłam oczy i ujrzałam nos Taylor, który znajdował się zdecydowanie za blisko mojego. Objęłam spojrzeniem całą jej twarz, która wydawała się być nieco zdziwiona? Czy ja wiem… Może była trochę zaskoczona, ale to bardziej smutek.
- Co się stało? – Spytałam zaspanym głosem i potoczyłam wzrokiem po moim pokoju. Nie pamiętam nawet jak się tu znalazłam. Kojarzę tylko, że wyszłam spod prysznica i ubrałam się w przygotowane wcześniej ciuchy, później widzę już tylko ciemność. Niejasności w moim umyśle doprowadzały mnie do czasu. Nie pamiętałam połowy mojego życia przez tabletki antydepresyjne, a teraz chyba zaczynam mdleć.
- Niall chce się spotkać. – Westchnęłam głośno. Ta to ma problemy. Gdyby za mną uganiał się przystojny facet… Nie, w sumie nie zrobiłabym nic.
- To chyba dobrze, prawda? – Odparłam niepewnie i zawinęłam się w kołdrę, nie reagując na jej dźganie w żebra. Dobrze wiedziała, że tego nienawidzę, ale tego ranka nie mogłam dać się wyprowadzić z równowagi. Nie tym razem, nie po takim idealnym śnie. – Co dzisiaj za dzień tygodnia? – Szepnęłam niespokojnie, rozglądając się po pokoju, w poszukiwaniu kalendarza. Pech chciał, że nie oderwałam kartki z napisem marzec, a mieliśmy już kwiecień. CHOLERA.
- Środa. – Powiedziała niepewnie Taylor i rozejrzała się po pomieszczeniu, nie wiedząc co robię.
- Cholera! – Krzyknęłam, zrzucając z siebie fioletową pościel. – Mam do jutra czas, żeby oddać zdjęcia do gazety. Obrobione zdjęcia!! – Taylor westchnęła głośno. Zmierzyłam ją wzrokiem i przejechałam palcem po kalendarzu, zaraz po tym jak wyrwałam stara kartkę. Nienawidziłam papierowych kalendarzy.
Podbiegłam do szuflady biurka i wyjęłam z niej mój czerwony notesik, w którym zapisywałam sobie wszystkie notatki i daty spotkań. Tak, zgadzało się. Mam dwadzieścia pięć godzin, żeby oddać setkę obrobionych zdjęć do redakcji gazety „Wallpaper”. Jeżeli tego nie zrobię, zwolnią mnie, co nie jest zbyt zachęcające, gdy widzę kupę rachunków do zapłacenia.
- Jeżeli nie masz zamiaru mi pomagać to najlepiej wyjdź. – Powiedziałam w stronę blondynki i skierowałam się w stronę łazienki, żeby umyć zęby i załatwić swoje pierwotne potrzeby, które dopiero teraz zaczęły mi przeszkadzać.
W podskokach wybiegłam z łazienki, schludna i ubrana w mój ulubiony niebiesko-różowy dres, który kupiłam rok temu do biegania, ale ani razu w nim nie wyszłam i usiadłam na kanapie w salonie, puszczając wiadomości telewizyjne, żeby jakoś zniwelować tą przykrą panującą w moim domu ciszę. Gdybym miała dzieci. Oszalałaś – i znów ten irytujący głosik, a miałam tyle godzin spokoju. Wiem, że oszalałam. To głupi pomysł. Nie mogłabym spać do południa, musiałabym je szykować do szkoły albo co gorsza zmieniać pieluchy i wycierać ich obsikane tyłki. Wzdrygnęłam się na samą myśl, a co dopiero, gdyby przyszło mi to zrobić.
 Rozłożyłam zdjęcia na stole i przyjrzałam się pierwszej czterdziestce. Nic szczególnego. Wychudzone modelki, które w rękach trzymały jakieś obrzydliwe torebki albo kosmetyki. Gdybym to ja była fotografem wzięłabym piękne kobiety, nie ze względu na ich wagę.
Kobiety, które znajdowały się na zdjęciach miałam ochotę dokarmić. Z chęcią zaprosiłabym je na obiad albo na kolację, byleby coś zjadły.
Odłożyłam trzy zdjęcia, na których w oczy rzuca się jaskrawa torebka, a nie wychudzone ciało modelki i zapisałam sobie numery zdjęcia, aby móc je znaleźć na komputerze.
- No i zaczynamy zabawę. – Powiedziałam sama do siebie, kiedy wyłożyłam na stole kolejną czterdziestkę zdjęć. Zostało jeszcze sto pięćdziesiąt cztery fotografie.

~*~
Odkąd wypomniałem Liamowi sprawę z Carrie siedział w pokoju i nie sądzę, żebym go spotkał i tego dnia. Kiedy wyszedł z mojego pokoju chwycił z barku w kuchni butelkę brandy i trzasnął za sobą drzwiami od swojej sypialni.  Nie, żeby mi przeszkadzała ta cisza, była mi na rękę. Choć była to jedna z tych pustek jak po kłótni małżeńskiej, cisza jest ciszą niezależnie od powodu. A ja lubiłem ciszę w każdej postaci.
Kiedy wstałem z łóżka i skierowałem się w stronę kuchni wstawiłem wodę na kawę. Usiadłem przy dużym stole jadalnym i schowałem twarz w dłoniach. Było mi głupio, że zachowałem się jak typowy dupek w stosunku do Taylor. Była w sumie rzeczy naprawdę miłą dziewczyną, a ja potraktowałem ją jak kawałek mięcha, co nie było fair w stosunku do nikogo. Ariana pewnie by tego nie pochwaliła. Ariana nie pochwaliłaby zapewne niczego w moim zachowaniu i postępowaniu, a już na pewno nie wybaczyłaby mi tego, że oddałem Ethana do adopcji. Teraz miałby trzy lata. Chodziłbym z nim do parku, żeby mógł pohuśtać się na huśtawkach razem z innymi dziećmi. Taki samymi jak on: bezbronnymi, nieświadomymi, szczęśliwymi. Tęskniłem za nim, ale nie mogłem pozwolić na to, aby mój syn cierpiał tak bardzo jak jego matka. Została zamordowana…na moich oczach.

22 czerwiec 2010
- Kochanie, gdzie idziesz? – Usłyszałem ostry głos Ariany, która przekręciła się na łóżku i nie wyczuła mojego ciała. Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. Nie mogłem jej powiedzieć, że jadę załatwić naszego największego wroga. Nie puściłaby mnie.
- Do pracy. – Ariana pokiwała głową na znak zrozumienia, choć pewnie tak czy siak wiedziała, po co jadę. Znała się na tym, co robiłem. Sama należała kiedyś do gangu, ale uciekła. Była narzeczoną szefa mafii w Hiszpanii. Uciekła stamtąd po tym, jak ten mężczyzna zapowiedział, że jeżeli będzie rozmawiała z jakimkolwiek człowiekiem to ją zamorduje. Gdyby ponownie pojawiła się w Hiszpanii pewnie jego szajka by się o tym dowiedziała.
Od ponownego rozpoczęcia zadawania pytań uwolnił mnie nasz synek, który zaczął głośno płakać. Ariana spojrzała się na mnie podejrzliwie i wstała z łóżka kierując się w stronę pokoiku Ethana.
Wyszedłem z domu zanim Ariana zdoła cokolwiek powiedzieć. Nie chciałem jej w to wplątywać, a już na pewno nie, kiedy mieliśmy dziecko. Na moje nieszczęście tylko ja byłem na tyle inteligentny żeby nie mówić nic mojej żonie.
Liam myślał, że nie wiem, gdzie mamy się spotkać i dziesięć minut po tym jak wyszedłem z domu, on wpadł do niego jak poparzony i chciał mnie z niego wyciągnąć. Wpadł niestety na moją żonę, która zatrzymała go na krótkim przesłuchaniu. Powiedział jej na całe szczęście tyle co ja, jednak był na tyle głupi, żeby zostawić telefon zaraz przy Arianie. Kiedy zadzwoniłem do niego, żeby mu powiedzieć, że jestem już przy kryjówce Jeremiego razem z resztą naszej grupy Ariana krzyknęła coś głośno w moją stronę i wybiegła z mieszkania, roztrzaskując telefon na kafelkach. Wiedziała, jak działają te wszystkie „planowane” morderstwa. Większość z grupy miała odpaść. A Ariana nie chciała pogodzić się z tym, że ja też jestem na to narażony. Nie była pewna, czy jest gotowa na jakąkolwiek akcję z moim udziałem. Widziała morderstwa na własne oczy, sama kiedyś zamordowała i nigdy sobie tego nie wybaczyła. Cisnęła nożem w klatkę piersiową swojego brata, kiedy ten próbował dobrać się do ich siostry. Przebiła mu płuco, jej brat zmarł na miejscu zdarzenia z wykrwawienia. Fakt, że zrobiła to w obronie swojej siostry nie pozwalał jej złagodzić wyrzutów sumienia i bólu, który wywoływały wspomnienia.
Kiedy znalazła się w samym środku strzelaniny Jeremy po prostu chwycił ją i przyłożył jej nóż do gardła. Liam przyjechał w samą porę, żeby wszystko zepsuć. Kiedy ja chciałem krzyknąć, żeby zatrzymali ogień, on powiedział, ze jeżeli teraz się poddamy zginiemy wszyscy. Kiedy zobaczyłem ten przerażony wzrok Ariany odwróciłem głowę. Odwróciłem się jak zwykły tchórz i pozwoliłem im zamordować matkę mojego dziecka, kobietę mojego życia. Dwie godziny później zastrzeliłem Jeremiego, który bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia patrzył się prosto w moje oczy, gdy do niego strzelałem. Raziłem urazę do Liama prze miesiąc dopóki nie uświadomiłem sobie, że tak czy siak zginęłaby w tej akcji. Był na siebie wściekły, ale bardziej na Arianę za to, że tak głupio postąpiła i znalazła się w środku akcji.



Minęło siedem miesięcy i nic. Kompletnie nic nie wydarzyło się w moim domu. Taylor umawia się z Niallem, który zachowuje się jak prawdziwy gentelman. Ostatnio zrobił mi nawet zakupy, bo Tay mu kazała. Tego drugiego nie widziałam, a jeżeli już to tylko, całe szczęście, przez okno. Severin dał sobie spokój, a ja siedziałam całymi dniami i marudziłam na niezbyt piękną pogodę. W sumie rzeczy to żadna pogoda mnie nigdy nie zadowalała. Zawsze było za ciepło albo za zimno, nigdy w sam raz. Ale szczerze, to nawet nie zależało mi, żeby to się zmieniło; i tak nie wychodziłam z domu.
    Kręciłam się po pokoju, nie wiedząc co ze sobą zrobić, kiedy usłyszałam głośny krzyk za oknem. Podeszłam do okna, akurat w momencie, gdy ręka kolegi Nialla lądowała na policzku niskiej brunetki.  Otworzyłam szybko okno, ale nie zdążyłam nic krzyknąć w jego stronę, kiedy skierował się w stronę klatki, a niska dziewczyna stała na środku chodnika i płakała. Nikt nie zatrzymał się, żeby spytać, co się stało. Ludzie byli największymi egoistami, jakich kiedykolwiek poznałam.  Potrafili tylko patrzeć, jak ludzie cierpieli.
Wybiegłam z domu na klatkę schodową i wściekła czekałam, aż łaskawca, zwany męskim bokserem, wróci do domu. Kiedy usłyszałam silne kroki, zdenerwowana złożyłam dłonie w pięści, próbując opanować oddech. Nie chciałam zrobić mu krzywdy, ale trudno było się od tego powstrzymać. W końcu uderzył kobietę, a żaden mężczyzna nie powinien tego robić. To powinna być jego życiowa porażka. Doprowadzenie do płaczu, uderzenie, pogwałcenie intymności kobiety powinno być traktowane jako poważne przestępstwa.
- Jesteś z siebie dumny? – Syknęłam w jego stronę  i stanęłam Tylem do jego drzwi, tarasując mu wejście.
- Jak cholera. – Powiedział cicho i rozejrzał się po klatce, w poszukiwaniu widowni. Spojrzał swoimi brązowymi tęczówkami na mnie i prychnął cicho, kiedy zauważył, ze nie mam zamiaru się odsuwać. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Liam wydawał się taki niewzruszony nawet teraz, kiedy stał w bezruchu i opierał się o ścianę, czekając, aż sobie odpuszczę. Szkoda, że ja nie miałam zamiaru. Carrie Daily nie odpuszcza.
- Uderzyłeś kobietę, czujesz się lepszy? – Spytałam cicho, nie będąc pewna, czy nie zdenerwuje Liama. W końcu nie znałam go tak dobrze jak Nialla, nie wiedziała, czego mogę się po nim spodziewać. Skoro uderzył tamtą kobietę, z lekkością mógł uderzyć mnie. Nie widziałam problemu, a jednak kiedy zobaczyłam jak tamta dziewczyna zaczyna płakać, przed oczami miałam obraz mojej mamy, kiedy tata po raz pierwszy ją uderzył. Moja mama zawsze płakała cicho, nigdy nie krzyczała. Nie chciała mnie budzić, a jednak zawsze po nocach śniło mi się to, co wtedy wdziałam. Dłoń ląduje na policzku mojej mamy, a ona wychodzi z dumnie uniesioną głową do sypialni. Nigdy nie płakała przy ojcu ani przy mnie. Zawsze w samotności. Babcia zawsze mi powtarzała, ze kiedy płaczemy przy oprawcy ma większą satysfakcję z tego, co nam zrobił. Może dlatego mama nigdy nie płakała przy ojcu?
- Nie twój biznes, odwal się, Kydd.  – Syknął w moją stronę i popchnął mnie tak mocno, że uderzyłam ramieniem o ścianę.
- Kutas! – Krzyknęłam i skierowałam się w stronę swojego mieszkania. Nagle poczułam jak ktoś mnie dociska do ściany, a chwilę później nie mogłam złapać oddechu.
- NIGDY tak do mnie nie mów, jasne, Kydd? – Pokiwałam twierdząco głową i wtedy mnie puścił, mówiąc:
- Jesteś dokładnie taka sama jak twoja matka. – Popchnął mnie na drzwi i odszedł, kierując się w stronę niebieskich drzwi do swojego mieszkania.
Stałam na klatce jeszcze pięć minut, kiedy usłyszałam kroki. Chciałam wbiec do swojego mieszkania, ale nie miałam siły, żeby się ruszyć. Pierwszy raz ktoś mi groził. Pierwszy raz ktoś mnie uderzył. Pierwszy raz ktoś wspomniał o mojej matce.
- Carrie? – Usłyszałam głos Nialla, który po chwili znalazł się tuż przy mnie i mocno mnie do siebie przytulał. Jego zdecydowanie bardziej lubiłam. Nie był dupkiem… Albo przynajmniej tego nie okazywał.
- Kto ci to zrobił? – Spytał, dotykając dłonią mojego sinego ramienia. Pokiwałam przecząco głową, mając nadzieję, że zostawi mnie w spokoju i odwróciłam się tyłem, wchodząc do mieszkania. Niall najwyraźniej nie potrafił sobie odpuścić i wszedł za mną. Sama nie wiem dlaczego, ale krzyknęłam:
- Nie twój biznes, Horan! Wyjdź. – Zachłysnęłam się powietrzem i wybuchłam płaczem w momencie, gdy drzwi zamknęły się za Niallem. Nie mam pojęcia dlaczego nie powiedziałam mu, kto mi to zrobił i dlaczego. Bałam się?
Może trochę…



_________________________________________
Długa przerwa, ale znowu jestem.
Pojawiam się i znikam.
Ale wracam z długimi rozdziałami. 
Mam nadzieję, że wam się podoba i zostawicie pod rozdziałem dluuuugi komentarz.
Konstruktywną krytykę także przyjmuje haha
Nie wybrzydzam!
Do napisania!

4 komentarze:

  1. s,djf,dnvkvndklbhnfkbjhn Liam ty totalna ciemnoto i sdmfnmdk idioto. No normalnie rozszarpałabym go na strzępy. Jak on mnie wkurza... :c Jak on mógł.
    Historia Nialla i Ariany >>>>>
    Biedna ona. :c Ale teraz Nialler spotyka się z Tay. HUHU :D
    Carrie, ty moja mała biedulko. :C Trzeba było mu tak walnąć, że by się posikał. Nie byłoby mi go szkoda. :c
    Cieszę się, że taki długi xchshxcbsdkjbhf <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ale z Liama cienota ruska...jkfdhbdvb kretyn...Troszkę mnie wkurza ale...przeżyję..chyba.awwwwww I SHIPP TAYLLER! <3333333333

    OdpowiedzUsuń
  3. Woow. Super blog! Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział <3
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Liam ciemnota :P Hahaa , wciągło mnie ! :) + zapraszam do mnie http://dreams-force.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń