sobota, 14 września 2013

Piętnaście.

- Juuuustin! - Krzyknąłem najgłośniej jak się dało do jego ucha. Jeżeli straci słuch - pogratuluję sobie, jeżeli nie, będę zawiedziony. Chciałem zrobić mu krzywdę, ale nie mogłem go uderzyć jak śpi, ani w żadnej innej sytuacji. To by źle na mnie wpłynęło. Mógłbym coś przy okazji rozwalić, a co gorsza mógłbym uszkodzić swoją rękę o jego szczękę boksera.
- Wystarczyło poprosić, żebym wstał. - Syknął Justin przytykając palcem wskazującym ucho. Zrobiłem mu krzywdę. Zaśmiałem się w duchu i wyszedłem z pokoju Liama.
Nie wiem czemu, Payne zrobił się taki miękki. Z własnej woli oddał mu swój pokój na tę jedną noc i właśnie stoi w kuchni, gotując posiłek. Nigdy go nie widziałem takiego... szczęśliwego i przeraża mnie to. Carrie zdecydowanie źle na nas wszystkich wpływa. Sprawia, że stajemy się... miękcy, a to bardzo źle, ze względu na to, że w zawsze musimy być przygotowani na atak ze strony meksykańskiego gangu. Mogą zrobić coś wielkiego albo nic, a Liam w spokoju robi sobie coś do jedzenia. Czy tylko ja myślę o wszystkich innych, a o sobie nie?

Od Jaspera dowiedziałem się wielu ważnych informacji, ale nikt nie chce mnie słuchać. Liam jest zbyt zaabsorbowany faktem, że coś się dzieje w jego życiu, a Justin... Ugh... Justin to Justin, jemu nie powiem nic, bo nie zasługuje na informacje ode mnie. Nie jest nawet godzien, żeby słyszeć mój głos, a co gorsza informacje przekazywane przez moje idealne struny głosowe.
Usiadłem przy stole w kuchni i przyglądałem się uważnie Liamowi, który nucił sobie piosenkę Taylor Swift pod nosem. Nie wierzę, ze to się dzieje. Szef najniebezpieczniejszego gangu w LA nuci młodą gwiazdę muzyki country, która śpiewa o miłości.
- Wyglądasz parszywie. - Powiedziałem w stronę Justina, wykrzywiając twarz w grymasie, który miał znaczyć, ze także niezbyt miło pachnie. - I cuchniesz.
- Ma racje. Jak sardynki w puszcze.
- Dzięki. Miłe słowa o poranku to coś, czego od zawsze mi brakowało.
- Jest osiemnasta.- Justin cicho westchnął i ruszył w  stronę łazienki, zapewne po to, aby się trochę odświeżyć i mam nadzieję, że nie użyje moich pięknych, niebieskich ręczników, bo stracę jedną sztukę z kolekcji. Będę musiał to wysłać do pralni chemicznej albo co gorsza spalić, bo ślad jego jadu zostanie na ręczniku na zawsze.
Wzdrygnąłem się lekko i spojrzałem na Liama, który zrzucał mi aromatyczną jajecznicę na talerz. Tęskniłem za domowym jedzeniem, ostatni posiłek jadłem... bodajże 28 godzin temu. To straszne. Będę miał traumę do końca życia.
Urwałem kawałek chleba tostowego i wsadziłem go sobie do buzi, uważnie obserwując Liama, który na nikogo nie zwracał uwagi. Wpatrywał się w talerz i milczał.
- O czym myślisz? - Liam spojrzał się na mnie zdziwiony i wydał siebie dźwięk, mający zapewne znaczyć, że o niczym ważnym. Tyle, ze ja chciałem wiedzieć. - Czemu milczysz? - Spytałem znowu, ale jedyne co usłyszałem to ciche westchnięcie i dźwięk zamykającej się kabiny prysznicowej. Ktoś tu nie umie powoli zamykać drzwiczek, tylko trzaska nimi jak opętany. Przewróciłem oczami i z powrotem skupiłem się na Liamie.
- Powiedz coś. Przerażasz mnie.
- Tak samo jak mnie twój oddech. Kiedy ostatnio myłeś zęby? - Chuchnąłem sobie na dłoń i przyłożyłem ją do nosa. Czułem jak chleb, który przed chwilą połknąłem zawraca z powrotem ku górze. Robi się niebezpiecznie.
- Muszę iść umyć zęby, bo się zrzygam. - Ruszyłem biegiem w stronę łazienki i skojarzyłem ze sobą fakty dopiero wtedy, gdy usłyszałem piskliwy krzyk Justina, który próbował się zasłaniać dwoma malutkimi dłońmi.
- Baba. Nie dość, ze dłonie jak baba to jeszcze się zachowuje jak baba.
- Kutas. - Syknął w moje stronę, a ja poklepałem się po kroczu i uśmiechnięty odparłem:
- Wciąż na swoim miejscu, kobieto. - Justin przyłożył tyłek do kabiny prysznicowej i zaczął śpiewać jakąś miłosną serenadę, którą kierował do swojego odbicia w kafelkach. Narcyz.
Nałożyłem pastę na szczoteczkę, nucąc jakąś nieznaną mi melodię. To było dziwne. Wymyślać muzykę i tuptać nogą w jej rytm. Po chwili usłyszałem jak Justin puka po kafelkach w rytm mojej melodii i przestałem nucić.
- Bawimy się w boysband? - Zaśmiałem się głośno i wsadziłem szczoteczkę do buzi, szczotkując zęby.
- Po prostu spodobała mi się ta melodia. Masz talent.
- Jedyne co mam to ładne włosy. - Powiedziałem z buzią pełną pasty. Wyplułem ją do zlewu i zaśmiałem się do lustra. - Talent. - Prychnąłem i spojrzałem w stronę Justina, który wychylał głowę zza drzwiczek prysznica, patrząc się na mnie. To dziwne i krępujące.
- Jesteś nagi i patrzysz się na mnie jakbyś miał ochotę.
- Chce wyjść. - Powiedział i spojrzał się wymownie w stronę drzwi.
- Zachowujesz się jak kobieta. Ty masz penisa. Ja mam penisa. - Justin odchrząknął znacząco i wyszedłem z łazienki z szczoteczką w buzi. - Baba! - Krzyknąłem w jego stronę, co mogło zabrzmieć jak jakieś dziwne arabskie słowo, ale nieważne.

***
- Zaraz, moment, chwilkę, uno momento, poczekaj chwilę, zaraz wracam. - Wykrzykiwałam pojedyncze słowa, próbując skłonić Finna do tego, żeby został. Nie miałam pojęcia, co krzyczę, ale miałam nadzieję, ze coś, co ocali moją randkę w jakiś magiczny sposób. Śmierdzę jak orangutan, moje włosy to jeden wielki kołtun, a pod oczami mam dziwne i przerażające wory. Nie mogę tak iść... NIGDZIE.
Muszę się przebrać umyć, a w dodatku muszę do osiemnastej zawieźć poprawioną pracę do szefa. Chyba dostanę szału albo co gorsza wylewu. 
- Hej, spokojnie, dziewczyno! - Powiedział lekko Finn i rozejrzał się po domu. - Ja tu trochę ogarnę, a ty idź ogarnij siebie i pozałatwiamy twoje sprawy. Gdzie mogę wsadzić kwiatki? 
- Do zlewu! - Krzyknęłam i oprzytomniałam sobie, że na moim dywanie jest krew. Pobiegłam szybko w tamtą stronę zanim Finn zdąży cokolwiek zauważyć i zaczęłam go zwijać w rulon. Podniosłam go do góry i razem z dywanem ruszyłam w stronę łazienki. Miałam nadzieję, że się wyrobię - inaczej stracę i pracę, i psa, a dodatkowo moja randka będzie kompletnie zniszczona, jeżeli już taka nie jest. 
- Facet ideał. - Mruknęłam sama do siebie, ale powiedziałam to chyba zbyt głośno, bo uzyskałam odpowiedź Finna, który krzyczał głośno "dziękuję". Ugh, jestem taka beznadziejna w szeptaniu. 
Rzuciłam dywan w róg łazienki i weszłam pod prysznic. Obmyłam szybko swoje ciało kokosowym żelem pod prysznic i opłukałam. Wyszłam z łazienki owinięta w ręcznik i wyciągnęłam bieliznę, dżinsowe spodnie i ładną bluzkę w kwiatki, którą kiedyś dostałam od Taylor. Nigdy jej nie zakładałam i modliłam się, żebym się w nią zmieściła. W końcu mój brzuszek już nie był taki płaski, a biodra nie były takie zgrabne. 
Westchnęłam głośno, kiedy w końcu wcisnęłam się w spodnie i związując włosy w koński ogon, zabrałam artykuł z szafki wciskając go w sobie zęby i kończąc fryzurę. 
- Możemy iść. - Powiedziałam, trzymając pracę i portfel w lewej dłoni, a komórkę w prawej. Byłam obpakowana, ale nie miałam czasu, zęby poszukać mojej sportowej torby. - Która godzina? - Spytałam i ruszyłam w stronę drzwi i wychodząc na korytarz. Musieliśmy się spieszyć, jeżeli chcę odzyskać psa. 
- Za dziesięć osiemnasta. 
- Dojedziesz w dziesięć minut do wydawnictwa i do psiego hotelu?
- Znamy się jeden dzień, a ty już mnie po hotelach chcesz ciągać? - Zaśmiałam się cicho i zamknęłam drzwi na klucz. 

Wsiadłam do jego auta i zapięłam pas bezpieczeństwa. Ciekawiło mnie czemu Finn przyjechał po mnie do domu, przecież umawialiśmy się w kawiarni. 
- Czemu po mnie przyjechałeś? - Finn zaczerwienił się lekko i spojrzał na zegarek.
- Mamy osiem minut na załatwienie twoich spraw, chyba nie mamy czasu na rozmowy, prawda? - Wzruszyłam ramionami i pokiwałam głową na znak zgody. W końcu nie miałam wyboru, a gdyby po mnie nie przyjechał straciłabym wszystko. Podejrzewam, że chłopak, który cię nieczęsto nachodzi to dobry sposób na życie - dzięki niemu nigdzie się nie spóźnisz.
Przeglądałam artykuł jakbym w jakiś magiczny sposób miała znaleźć jeszcze jeden błąd, kiedy nagle zatrzymaliśmy się z piskiem opon. Rozejrzałam się po okolicy i po drugiej stronie ulicy ujrzałam wielki budynek mojego wydawnictwa.
- Skąd wiedziałeś, ze to?
- Masz na kolanach teczka z nazwą. - Odparł Finn i nachylił się, żeby otworzyć mi drzwi. Dżentelmen jakich mało. - No już, biegnij i zaraz wracaj.
Uśmiechnęłam się lekko i wybiegłam z auta, ruszając w stronę wielkiego budynku. Za każdym razem jak do niego wchodziłam czułam się jak Carrie Bradshaw z "Seksu w wielkim mieście". Ja taka drobna dziewczyna ubrana w ciuchy z lumpeksu wchodzę do wysokiego na 25 pięter biurowca, w którym pracuję. To szalone!
Pokazałam Patrickowi - naszemu najmilszemu ochroniarzowi - dokument tożsamości i wpuścił mnie do środka, naciskając czerwony guzik, który znajdował się przy jego prawej dłoni. Skinęłam głową na znak podziękowania i pędem ruszyłam w stronę winy, mając nadzieję, ze nie trafię na żadną przykrą niespodziankę.
Wjechałam na piętnaste piętro, na którym znajdowało się nasze wydawnictwo i wyszłam z windy pewnym krokiem. W tym miejscu nie możesz ukazywać swoich kompleksów. Wszyscy cię tu wyczują tak jak pies strach. Mijałam po kolei kilkanaście biurek moich współpracowników, którym zazdrościłam charyzmy i doświadczenia, i weszłam do gabinetu mojego szefa. Odetchnęłam z ulgą, widząc, że jest za minutę osiemnasta i położyłam na biurko artykuł.
Szef uśmiechnął się miło i podziękował mówiąc:
- Spisałaś się, Daily.
- Dziękuję, szefie. - Odparłam szczęśliwa, że ktoś w końcu docenia mój trud włożony w pracę. Kiedy ktoś cię chwali nie może ci się przydarzyć nic lepszego. To jakbyś dostawała czekoladę za każdą dobrą ocenę w szkole.
- Chciałabyś sama napisać jakiś artykuł? - Stanęłam jak wryta, wpatrując się dziwnie w wysokiego mężczyznę. Mój szef to zdecydowanie najatrakcyjniejszy mężczyzna w tym biurowcu. Wysoki na metr osiemdziesiąt,  wysportowana sylwetka atlety, zadbane dłonie i szczupła, gładka twarz dodawały mu tylko uroku. Kiedy patrzyłam na jego rozbawione, zielone oczy zapierało mi dech w piersiach, a jego bladoczerwone usta same prosiły się o pocałunek. Otrząsnęłam się z tych myśli. Nie mogłam przecież pocałować mojego szafy jakkolwiek przystojny by on był.
- Oczywiście, że tak! - Krzyknęłam chyba trochę za głośno, ale szef niczym niewzruszony zaśmiał się cicho i spytał:
- Na jaki temat? Piszesz do kolejnego wydania. Masz trzy tygodnie.
- Mogę napisać o gangach w Los Angeles? - Szef wydawał się nieco zaskoczony moją propozycją. Pewnie spodziewał się czegoś jak "pomarańcz nową czernią" albo "czerwone usta hitem nadchodzącego sezonu". Po moim trupie. Chciałam być dziennikarką, która pisze na ważne tematy, a nie.. o modzie.
- Jasne. - Odparł i podał mi rękę. Uścisnęłam ją mocno i wyszłam z gabinetu, szczęśliwa jak nigdy dotąd. Wywaliłam Liama z domu i wszystko zaczyna się układać. 


***
- Liam! - Krzyknąłem głośno, nawołując go ze swojego pokoju. Wpisałem rejestrację samochodu kolesia Carrie do jakiejś "utajnionej" bazy danych, która była tak tajna jak świerszczyki Liama, które chował pod łóżkiem. Niby wszyscy wiedzą, ale nikt nie odważy się dotknąć. 
- Co masz? 
- Finn Daylight. Dwudziestosześcio latek, który wygląda jak siedemnastka i jest... - Przejechałem w dół strony i spojrzałem na Liama, mówiąc: - Porucznikiem wydziału zabójstw w LA. 
- Że co proszę? - Spytał Justin, wychylając się zza ściany.
- To, co słyszeliście. Carrie wozi się z porucznikiem wydziału zabójstw. 



1 komentarz:

  1. Omg, Niall i jego śmierdzący oddech to był moment mojego życia, zwłaszcza jak wbił do Justina do łazienki, no życie noooooo hahahaha
    Carrie i jej randka. Aw Finn jest taki słodki. Szkoda, ze jest tym porucznikiem :o
    Ale mam nadzieje, ze to niczego nie zmieni co nie :o

    OdpowiedzUsuń