piątek, 31 maja 2013

Pięć.

Biegnij! Dalej! On cię dogania! Jest coraz bliżej! Złapie cię... Zginiesz... Skończysz jak ojciec, zapomniana, zamordowana, samotna.
- I co, mała dziwko? - Usłyszałam zasapany głos mężczyzny, który objął mnie mocno, żebym nie mogła uciec. To jest straszne - świadomość, ze nie możesz uciec i fakt, że zostajesz sam w obliczu śmierci. Nawet jeśli to tylko sen...
- Po prostu to zrób. - Powiedziałam głośno i zaniosłam się płaczem. Zamknęłam oczy i poczułam jak jego dłoń przejeżdża po moim policzku. Subtelnie i delikatnie, jakby bal się mnie zranić, jakbym była jego porcelanową lalką, którą kiedyś oddała mu siostra. To jasne, byłam jego zdobyczą, nie mógł tego zrobić od razu. Musiał się napawać widokiem mojego przerażenia, nieukrywanego strachu w  oczach. 
- Nie mogę. Masz jego oczy. - Spojrzałam się na niego zdziwiona i odetchnęłam z ulgą, kiedy mnie puścił. Podszedł do najbliższej ściany i oparł się o nią, trzymając twarz w dłoniach. Miałam drogę wolną, mogłam uciec i nigdy więcej nie próbować być odważną. Zaszyć się gdzieś na strychu na cholernych wyspach Manhattanu i nigdy więcej nie wyjść na dwór. Zamknąć się na wszystkich ludzi i umrzeć w świętym spokoju. 
Zamiast tego podeszłam do niego powoli i położyłam dłoń na jego ramieniu. Okazało się, że to największy błąd mojego życia. Po chwili poczułam jak mężczyzna zaciska sznur na mojej szyi, a następnie widziałam już tylko pieprzoną ciemność. 

Obudziłam się głośno sapiąc ze strachu. Rozejrzałam się dookoła i westchnęłam z ulgą, kiedy ujrzałam znajome meble i ubrania. Byłam u siebie. W końcu.
Cztery miesiące powtarzającego się koszmaru były dla mnie kompletną udręką. Za każdym razem, gdy tylko widziałam Liama na korytarzu od razu przypominała mi się twarz mężczyzny z koszmaru, który oskarżał mnie niezliczoną ilość razy o swoje błędy. Za każdym razem miał ten sam wyraz twarzy, te same wywołujące współczucie oczy, ten sam głos, kiedy mówił "masz jego oczy". Jedynym powodem, dla którego nie mogłam żyć był fakt, że miałam takie same oczy jak ktoś z jego otoczenia. Co noc patrzył się na mnie swoimi brązowymi oczami i nigdy nie odnajdywałam w nich uczuć. Totalna pustka wywołując współczucie i żal. Byłam miękka, nigdy nie potrafiłam uciec. Zawsze chciałam mu pomóc, a on za każdym razem mnie mordował z zimną krwią. Nie potrafiłam tak dłużej żyć, może to chore, ale byłabym zdolna pozwolić mu oskarżyć się o cokolwiek, gdybym była pewna, że ten sen już nigdy więcej się nie pojawi w mojej głowie.


Ból, zdrada, wewnętrzne rozterki, strata, żal, współczucie, samotność, obojętność, złość.
Czy to się kiedyś skończy? Czy pewnego dnia będę mógł wstać z łóżka z myślą, że wszystko będzie dzisiaj dobrze? Że będę mógł na sam koniec dnia powiedzieć, że wszystko poszło po mojej myśli?
Czy jednak całe życie będę żył z myślą, że zabiłem kilkoro niewinnych ludzi, których najbliżsi zasługiwali na tragiczny koniec? Czy mordując tych bezbronnych ludzi też stałem się człowiekiem, który zasługuje na śmierć?Chciałbym, żeby znalazł się człowiek, który zrobi mi to, czego ja sam się obawiam. Gdybym tylko nie wpoił sobie zasad ojca Liama zrobiłbym to, ale jego kodeks zabrania tchórzostwa. Może z jednej strony odebranie sobie życie jest aktem odwagi? Może ludzie okazują wtedy, że tak naprawdę śmierć jest ich bliskim przyjacielem? Bliski przyjaciel, który zabiera wszystko, na co pracowaliśmy przez całe nasze życie - prawie jak w prawdziwym życiu.
Całe życie zastanawiałem się, co jest po śmierci. Może trafiamy do lepszego świata albo po prostu wracamy do świata żywych, tylko w innej postaci, bez wspomnień, bez samego siebie. Będziemy powracać dopóki nie poczujemy prawdziwego szczęścia. Szczęścia, które zostanie na zawsze, a nie tylko się pojawi. Nie chcę, żeby się pojawiało, pragnę tylko tego, aby ciągle przy mnie było, jak nieodłączny przyjaciel - śmierć.
Zrobiłbym to, gdybym był pewien, że trafię do lepszego świata i dostanę nową szansę. Ryzyko nie jest moją mocną stroną, nigdy nie było. Nawet, kiedy rozmawiam z kimś o śmierci, boję się powiedzieć coś głupiego, bo ja mierzę się z nią codziennie, na razie jest nad tym. Powyżej wszystkiego, próbuje panować nad całą sytuacją. Szkoda, że jestem z tym sam.
- Niall? - Spojrzałem się na Liama, który stał w progu i przyglądał mi się uważnie. Ostatnimi czasy robił to coraz częściej, jakby bojąc się, że w głowie planuje jego morderstwo we śnie. Przykro, że nie wie, że poza śmiercią to on jest moim jedynym przyjacielem.
- Słucham. - Szepnąłem cicho, podnosząc się z łóżka i zakładając na siebie grafitowe spodnie od dresu.
- Chcesz śniadanie? - Spojrzałem się na niego, nic nie mówiąc. Byłem w szoku, ba! to jest mało powiedziane. - Załóż spodnie do końca, bo to wygląda jakbyś na coś czekał. Przepraszam, stary, ale z mojej strony na nic bym nie liczył.
Rzuciłem w niego poduszką i cicho się zaśmiałem. Po kilku miesiącach nasze relacje znowu się poprawiają. Kamień spadł mi z serca i na szczęście nic nie pourywał po drodze. Ubrałem spodnie od dresu do końca i przetarłem pięściami oczy, żeby się do końca przebudzić. Poszedłem do łazienki umyć zęby i ruszyłem w stronę zapachu jajecznicy, która Liam akurat kładł na stole.
- Stary, kocham cię. - Rzuciłem się do stołu i chwytając w biegu widelec od Liama, usiadłem przy talerzu.
- Jak ci się układa z Taylor? - Pokiwałem energicznie głową, przeżuwając moje pożywne śniadanie, którego dawno nie jadłem i kiedy przełknąłem, mruknąłem cicho:
- Świetnie. - Liam spojrzał się na mnie podejrzliwie i usiadł obok mnie przy stole, przysuwając do siebie swój zielony kubek z czarną kawą. Nadal nie mam pojęcia jak on może pić to ohydztwo.
- Stary, co się dzieje?
- Taylor jest chyba w ciąży. - Liam upuścił swój kubek z kawą i wyszedł z kuchni. Po chwili usłyszałem głośny trzask drzwi i przekleństwo mojego przyjaciela. Pamiętam, że powtarzał mi przez ten cały czas, żeby nie angażować się w nic emocjonalnie. Wiem, że popełniłem błąd, ale wiem też, że czuję coś więcej niż tylko zauroczenie. Możliwe, że się w niej zakochałem, ale wiem też, że ja jestem jedynie przygodą. Ona płakała jak małe dziecko, gdy mówiła mi, że jest w ciąży. Krzyczała, że to coś zniszczy jej życie. Nazwała nasze dziecko "tym czymś", to coś więcej niż cios, który złamał mi serce. Ona nie chciała naszego dziecka. Małego człowieczka, którego pewnie pokochałbym od pierwszego wejrzenia. Przez chwilę nawet przeleciało mi przez głowę, że nazwiemy je Jeremy albo Ariana, a później usłyszałem z jej ust "to coś". Powiedziała to z takim jadem, jakiego nigdy w życiu nie słyszałem. Niby dorosła, a zachowuje się jak smarkula.
- Muszę to sobie z nią wyjaśnić. - Szepnąłem sam do siebie i ubrałem białą koszulką na siebie i sportowe buty. Wybiegłem z domu i już na klatce usłyszałem głośne krzyki. Znowu sąsiedzi przebiegło mi przez głowę, ale potem usłyszałem delikatny głos Tay, która na kogoś krzyczała.
Stanąłem przed drzwiami i przez chwilę nasłuchiwałem, ale nie słyszałem nic wyraźnie oprócz lecących ci chwilę imion. Nacisnąłem lekko klamkę i drzwi się otworzyły. Podziwiam ją, że nie zamyka drzwi w tak obskurnej okolicy. Wszedłem powoli i stanąłem w korytarzu. Widziałem ich i miałem nadzieję, że oni nie widzą mnie.
- Liam, do cholery, to jest dziecko Nialla. - Liam zacisnął pięści i podszedł do niej powoli. Byłem gotowy wylecieć tam, gdy tylko ją dotknie, ale on podszedł do niej i mocno do siebie przycisnął. To, że byłem w szoku było mało powiedziane.
- Wiem, że to dziecko Justina, widziałem cię z nim. Niallowi może wmówisz, że jest jego, ale Justin? Myślę, że nie będzie zbyt zadowolony, kiedy mu o tym powiesz.
- Słucham?! - Krzyknąłem wściekły, wchodząc do salonu.
- Kurwa mać. - Powiedział cicho Liam i odsunął się od Taylor, kierując się w moją stronę. - Stary, wszystko mogę ci wytłumaczyć.
- Nie chcę, żebyś mi cokolwiek tłumaczył! Ona ma mi wytłumaczyć. - Podszedłem do Taylor, która opuściła wzrok. Chwyciłem jej brodę i podniosłem do góry, tak, żeby patrzyła mi się prosto w oczy.
- Nie chcę, Niall.
- Chcesz, do cholery!! - Zrzuciłem plik papierów ze stołu i stanąłem naprzeciwko blondynki. - Mów!
- Nie, Niall! - Krzyknęła i wbiegła do sypialni, zamykając za sobą drzwi na klucz. Że też nie zauważyłem tego wcześniej. Zdradzała mnie...
Byłem głupi, przecież to była kwestia czasu, zanim jej się znudzę. Mogła mnie też łatwo wkręcić w ojcostwo. Zastanawiało mnie tylko kim był ten cholerny Justin.
- Cholera jasna, Taylor! - Uderzyłem pięścią w ścianę, z której spadły dwie małe antyramy ze zdjęciami jej rodziców. - Jeżeli teraz nie zaczniesz mówić, wychodzę i już nigdy nie wrócę. Taylor, proszę cię. - Dopowiedziałem błagalnym tonem i spojrzałem się ze łzami w oczach na mojego przyjaciela, który stał na środku korytarza i wpatrywał się w okno, tyłem do mnie. Nie wiedziałem, co mam teraz czuć. Wszyscy wiedzieli, że to dziecko może nie być moje, tylko nie ja.
- Wychodzę, Tay! - Krzyknąłem i mocno trzasnąłem drzwiami za sobą. Chwilę po mnie wyszedł Liam i podszedł do mnie, kiedy ja stałem oparty o ścianę na klatce schodowej.
- To można wszystko odkręcić, Niall. - Spojrzałem się na niego zdziwiony i nie wiedziałem co mam powiedzieć. Pierwszy raz w życiu Liam nie stanął po mojej stronie. Wychodzi na to, że Taylor nie zabrała mi tylko mojej godności, ale i jedynego przyjaciela.
- Byłeś kiedyś w takiej sytuacji, kiedy musiałeś oddać swojego jedynego syna do adopcji? - Liam wpatrywał się we mnie zdziwiony, nie wiedząc co ma powiedzieć. Moje serce biło szybciej niż zwykle, a moje oczy wręcz rzucały piorunami. - Byłeś, do cholery?! - Krzyknąłem wściekły i uderzyłem pięścią w ścianę, zbiegając po schodach. Nie miałem pojęcia, gdzie mam iść. Wybiegłem z budynku i stanąłem na środku chodnika, nie wiedząc co mam ze sobą zrobić.
- Niall? - Usłyszałem Carrie i spojrzałem się na nią swoimi zapłakanymi oczami. Carrie postawiła zakupy na ziemi i podeszła do mnie z wyciągniętymi rękoma. Objąłem ją delikatnie i zachłysnąłem się własnymi łzami, które coraz mocniej napływały mi do oczu. W głowie miałem totalną pustkę, dlatego, gdy Carrie spytała się mnie, co się dzieje, nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć.
- Chodźmy do mnie, wszystko mi opowiesz. - Chwyciła moją dłoń, a przez moje ciało przeszedł miły dreszcz. Okazuje się, że ludzie, których nigdy nie uważałeś za przyjaciół, stają się nimi, gdy potrzebna ci pomoc.





Krótki, bo krótki, ale jest, prawda?
Mam nadzieję, że wam się spodoba, w końcu coś zaczyna się dziać. :)
Liczę na komentarze lub tylko wciśnięcie opinii! :)
Pozdrawiam, do napisania xx




3 komentarze:

  1. Jejku super ! Ja już chce 6 ! <3 @daarkvanity

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie! :)
    Taylor :o w :o ciąży :o to :o ostatnie :o czego :o się :o spodziewałam :o
    Wprowadziłaś Justina! Ahhhhh! Trochę szkoda, że ona zdradziła z nim Niallera. Ej, nie. Nawet kurde bardzo szkoda, no! Chyba nie umie panować nad podnieceniem :c Oby tylko Carrie pomogła mojemu blondaskowi, bo inaczej wydłubię oczy komu będzie trzeba :) haha
    Jest świetny zsxvghgfd kocham cię <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super.!! Jestem ciekawa co będzie dalej z Carrie. :)
    Wspaniały <3

    OdpowiedzUsuń