sobota, 22 czerwca 2013

Siedem.

Wszyscy zawsze chcieli, żebym przy nich była, kiedy mnie potrzebowali. Byłam... na każde ich cholerne skinienie przybiegałam i stawałam się dla nich ramieniem do popłakania. Potem pojawiały się pierwsze miłości i już nie byłam im potrzebna. Zawsze mnie bolało, kiedy ktoś mówił "nie mogę się z tobą spotkać, jestem już umówiona", "nie potrzebuję już więcej rozmów". Ten żal, kiedy twoja najlepsza przyjaciółka ma cię w głębokim poważaniu jest nie do wytrzymania. Mam ochotę kogoś zranić i to bardzo głęboko. Tak - żeby zapamiętał ten ból do końca swojego życia. Kiedy Taylor wyprosiła mnie z sali, moje serce rozpadło się na tysiące małych kawałeczków. Szłam przez sterylnie czyste korytarze i zaciskałam pięści, żeby się na nikogo nie rzucić. Nie odpowiedziałam na pytania Nialla i nie wsiadłam do jego auta, choć jechał za mną przez pięć minut. Teraz jestem na jakichś obrzeżach i nie mam pojęcia jak tu doszłam. Sam fakt, że nie wiem gdzie się znajduje to nie jest problem, jest nim raczej fakt, że nie mam przy sobie żadnych dokumentów ani telefonu.
Usiadłam na trawie na środku jakiegoś pola i schowałam twarz w dłonie. Zamknęłam oczy, powstrzymując łzy i spróbowałam uspokoić oddech, co było trudniejsze niż się spodziewałam.
Kiedy wszystko wróciło do normy i mogłam już normalnie oddychać rozejrzałam się dookoła i zauważyłam młodego mężczyznę, który wychodził z domku nieopodal. Wstałam szybko z ziemi i pobiegłam w jego stronę. Zdyszana chwyciłam go za ramię, a ona podskoczył przestraszony i odwrócił się w moją stronę z widłami skierowanymi w moją stronę. Podniosłam dłonie w geście poddania się i przestraszona przez chwilę wpatrywałam się w jego zielone oczy.
- Przepraszam, ostatnio często nas tutaj atakują, nie chciałem cię przestraszyć. - Pokiwałam twierdząco głową i opuściłam ręce wzdłuż tułowia. - Nie widziałem cię tu wcześniej, wprowadziłaś się gdzieś niedaleko?
- Raczej jestem typowym przechodniem, który gubi się 20 kilometrów od domu. - Mężczyzna pokiwał głową na znak zrozumienia i zaśmiał się cicho, podając mi rękę.
- Finn. - Uśmiechnęłam się lekko i uścisnęłam jego dłoń delikatnie, mówiąc:
- Carrie. - To dziwne, że kiedy dotknęłam jego dłoni, przeszedł mnie dreszcz? Podejrzewam, że tak. Przecież to chore wręcz, nie znam tego człowieka. Może po prostu zawiało... Zostańmy przy tej wersji.
- Wiesz może jak dojść stąd do centrum? - Finn zaśmiał się cicho i odłożył widły jakieś dwa metry ode mnie.
- Miastowa nie ma GPS-u w najnowszym smartphonie? - Założyłam dłonie na piersi i prychnęłam głośno, nie przestając się uśmiechać.
- Miastowa jest samowystarczalna i nie potrzebuje smartphonów. Lubię się gubić. - Chłopak zaśmiał się i skierował się w stronę ulicy, którą szłam całą drogę. Stanął na wprost jakiejś drewnianej kapliczki i dopiero, kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam mapę.
- Jako samowystarczalna miastowa powinnaś zauważyć tę mapę. - Wręcz czułam jak na moich policzkach wykwitły rumieńce, a nie wyglądam wtedy zbyt czarująco. Jestem raczej jedną z tych osób, które po skończeniu szkoły średniej nie wyglądają zbyt dobrze, choć przez całą szkołę mieli na to nadzieję.
- Widziałam ją.
- I tak po prostu chciałaś do mnie zagadać? - Zaśmiał się głośno ze swojego żartu i przejechał palcem po mapie. Chciałam się zapaść pod ziemię. Poznałam kolesia jakieś trzy minuty temu, a ten już się ze mnie naśmiewa, w sumie fakt faktem, ja daję mu do tego racjonalne powody, ale prawdziwy dżentelmen, by się tylko uśmiechnął. Oznacza to, że cały ten szajs z kulturą osobistą mężczyzn w tych czasach to gówno prawda. Dżentelmeni są na cholernym wyginięciu.
- Musisz iść około 5 kilometrów prosto, później skręcić w prawo przy kościele, następnie przejść koło przedszkola i za nim skręcić w lewo, na skrzyżowaniu przejść w stronę urzędu albo dać się zawieźć moim starym gratem do centrum, co jest o niebo lepszym pomysłem w związku ze zbliżającą się burzą. - Spojrzałam na niebo i skrzywiłam się, kiedy mój wzrok padł na Słońce, które chamsko świeciło mi po oczach. Mrużąc oczy wróciłam wzrokiem na Finna i zaśmiałam się cicho.
- A więc tak podrywasz dziewczyna. Mówiąc im, ze będzie padać? - Chłopak uśmiechnął się cwaniacko i spojrzał na niebo, podnosząc lekko kapelusz do góry.
- Sama się przekonasz jak przejedziesz około trzy kilometry.
- Niech ci będzie. Nie przemawia do mnie scenariusz moknięcia w miejscu, gdzie nie ma galerii handlowych.
Finn zaśmiał się i wskazał dłonią drogę do jego samochodu.
Wsiadłam do niebieskiego auta i rozejrzałam się po nim. Jak na auto faceta było w nim strasznie schludnie i nie śmierdziało papierosami. To, że jestem w szoku to mało powiedziane, w głowie mi się nie mieści, że facet ze wsi ma czystsze auto niż kolesie, którzy całe życie mieszkali w mieście.
Po trzech minutach do samochodu wsiadł Finn ubrany w biały podkoszulek w serek i zwykłe dżinsowe spodenki przed kolana. Na nogach miał oryginalne trampki, a na ręce zloty zegarek. Teraz to dopiero byłam w szoku.
- Nie spodziewałaś, że koleś ze wsi może być dobrze ubrany? Powiem ci więcej, co miesiąc chodzę do fryzjera. - Zaśmiałam się cicho i usłyszałam jak krople deszczu uderzają o przednią szybę auta. Dumny z siebie Finn uśmiechnął się do mnie szeroko i powiedział:
- Nie myliłem się.
- Ależ tak. Pomyliłeś się. - Spojrzał się na mnie zdziwiony i ręką pokazał krople deszczu na szybie. Uśmiechnęłam się dumnie i powiedziałam:
- Nigdy nie przeszłabym trzech kilometrów w pięć minut. - Finn wybuchnął śmiechem i zapalił samochód, wyjeżdżając z podjazdu swojego domu. Przez kilka minut jechaliśmy w zupełnej ciszy, aż nagle ni z tego ni z owego, Finn spojrzał w moją stronę i nieśmiało spytał, czy pojadę z nim na kawę.
- Jasne. - Powiedziałam lekko i wskazałam mu drogę do mojego mieszkania. Zaparkował pod budynkiem i uśmiechnął się w moją stronę.- Jutro o osiemnastej? - Finn pokiwał twierdząco głową i wyszedł z auta, żeby otworzyć mi drzwi. Pech chciał, że zrobiłam to zanim on zdążył dojść do drzwi. Nie lubiłam sztucznego udawania miłego.
Nachylił się, żeby dać mi buziaka w policzek, ale ja szybko wystawiłam dłoń i mocno uścisnęłam jego, mówiąc:
- Jutro osiemnasta. - Pomachałam mu, stojąc na schodach i usłyszałam głośne przekleństwo przez otwarte okno.
Uśmiechnęłam się delikatnie i otworzyłam drzwi do mieszkania. To, co ujrzałam było totalnym zdziwieniem. Chociaż w sumie nie, mogłam się tego spodziewać. Pijany Niall leżał na kanapie i w ręce trzymał kolejną butelkę szkockiej. Westchnęłam głośno i podeszłam do blondyna, wyrywając mu butelkę z dłoni. Natychmiast się przebudził i głośno krzyknął:
- Nie zabieraj mi orzeszków!! - Spojrzałam się na niego jak na wariata i cicho się zaśmiałam. Odłożyłam butelkę do kuchni i otworzyłam lodówkę, wyciągając z niej zimną wodę niegazowaną. Wlałam ją do szklanki i podałam Niallowi, który patrzył się na mnie uważnie przez ten cały czas.
- Czemu nie zakochałem się w tobie? - Zakrztusiłam się własną śliną i z wrażenia usiadłam na fotelu obok Nialla.
- Jesteśmy przyjaciółmi. - Niall spojrzał się na mnie krzywo i napił się trochę zimnej wody.
- Nie, jesteś naszą ofiarą. - Moje usta utworzyły literkę "o" i wpatrywałam się w niego przez kilka minut. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Jaką cholerną ofiarą? Czy to znaczyło, że oni wcale nie znaleźli się tu przez przypadek? Kim oni są do cholery.
- Kim jesteś, Niall?
- Nie mogę ci powiedzieć, musiałbym cię zabić. - Przestraszona nie na żarty wstałam z fotela i podskoczyłam lekko, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich powoli i uchyliłam je lekko.
- Liam. - Chłopak uśmiechnął się cwaniacko i wyminął mnie w drzwiach, kiedy otworzyłam je trochę szerzej.
- Cholera, Horan. - Niall zaśmiał się i mocno przytulił się do chłopaka.
- Mam nadzieję, że nic jej nie powiedziałeś, idioto. - Blondyn zaśmiał się cicho i położył palec na ustach, ułożonych w dzióbek. Pokiwałam twierdząco głową i spojrzałam na Liama, który uważnie rozglądał się po mieszkaniu. Wzrok zatrzymał na czarno-białym zdjęciu mojego taty, które wisiało na ścianie między jadalnią a salonem.
- Twój ojciec? - Spytał szorstko, udając obojętność. Pokiwałam twierdząco głową i cicho powiedziałam:
- Chyba powinniście iść.- Liam chwycił swojego przyjaciela pod ramię i wyprowadził go z mojego mieszkania. Gdybym tylko nie była pokłócona z Taylor pobiegłabym do niej, żeby z nią  o wszystkim porozmawiać. Zna tylko jedna osobę, która pomoże mi to wszystko ogarnąć - Justin Bieber.
Podbiegłam do telefonu i modliłam się, żeby telefon Taylor odebrał Bieber. Jakby teraz wszystko znalazło się po mojej stronie, po drugiej stronie usłyszałam szorstki głos Bieber'a.
- Czego chcesz, Kydd?
- Pomocy. - Usłyszałam ciche parsknięcie i głośno westchnęłam.
- Czego dokładnie. - Szczerze się zdziwiłam, kiedy okazał jakiekolwiek zainteresowanie moją sprawą.
- Chcę, żebyś kogoś sprawdził. Możesz do mnie przyjechać? Adres się nie zmienił.
- Przyjadę jak najszybciej się da. - Rozłączył się, a ja zdziwiona wpatrywałam się przez kolejne kilka sekund w telefon. Nie spodziewałam się, że będzie chciał mi pomóc, raczej tego, że mnie wyśmieje i powie, żebym radziła sobie sama.

- Przysięgam, Horan, że jak coś jej powiedziałeś to urwę ci łeb.
- Nie ma mowy, stary. Wiesz dobrze, że wiem, kiedy mam przerwać mówić.
- Mam nadzieję. Jak tylko wplącze w to Biebera, mamy przejebane i dobrze o tym wiesz.

1 komentarz:

  1. FINNNNNNNNNNNNNNNN! <3
    OMG KOCHAM GO OK? OK BYE.
    W ogóle to nawet nie wiem co się dzieje w mojej głowie co nie.......... Zjadłam całego loda, bo było mi tak gorąco od czytania.
    W ogóle wiesz, że twoje opowiadanie ma teraz takie aury? lol
    Jka czytałam o Finnie i Carrie to tak promiennie, słoneczko i ciepłe kolorki, a jak zaczęłaś o Niallu i alkoholu to tak buro mi się w głowie zrobiło i takie ciemne pomieszczenie sobie wyobraziłam, pogaszone światła i on na kanapie, ale WHATEVER FOREVER...
    Ja to jestem dziwna..................... ok
    Kocham Finna. Kocham Finna. Kocham Finna. <3

    OdpowiedzUsuń